niedziela, 29 grudnia 2013

Anioł - 1

Byłem wykończony. Po cholerę brałem nadgodziny i to w piątek?! Wyszedłem prędko z budynku wydawnictwa i skierowałem swoje kroki w stronę domu. Pogoda pogarszała się z minuty na minutę, a ja nie chciałem zmoknąć. Jeszcze mi tylko grypy brakowało do szczęścia. W pewnym momencie zawiał silny wiatr, który wyrwał mi z rąk kilka dokumentów. Znajdowałem się aktualnie w parku, co trochę ułatwiło mi robotę. Szybko pozbierałem arkusze i poszedłem dalej. 
- Proszę pana! - usłyszałem czyjś krzyk za sobą. Nie miałem pojęcia, czy to było do mnie, ale odwróciłem się. W moją stronę biegł wysoki mężczyzna w czarnej skórze. Miał kruczoczarne włosy i piękne szmaragdowe oczy. Lekki zarost pokrywał jego bladą skórę na brodzie. Był bardzo przystojny. Można powiedzieć ideał. Posłałem mu pytające spojrzenie. 
- To chyba pana. - powiedział wyciągając w moją stronę dwie kartki.  Zmarszczyłem brwi i szybko przeliczyłem to, co wcześniej pozbierałem. Miał rację. Brakowało mi dwóch arkuszy. Czyli to nie była tylko głupia gadka na podryw. Uspokojony z wdzięcznością wziąłem od niego dokumenty.
- Dziękuje bardzo. Zabiliby mnie gdybym to zgubi.
- Nie ma za co. Cieszę się, że mogłem pomóc. Nie wiedziałem, co jeszcze powiedzieć, więc odwróciłem się i poszedłem dalej. Całe szczęście udało mi się dotrzeć przed deszczem. Położyłem arkusze na biurku i postanowiłem wziąć prysznic przed kolacją. Ciepła woda była rajem dla mojego zmarzniętego ciała. Po kąpieli narzuciłem na siebie tylko bokserki i szlafrok. Wcześniej jednak popatrzyłem z niechęcią na swoją skórę na piersi. Była tam długa blizna. Wyglądało to jak przecięcie rozgrzanym do czerwoności mieczem. Nie miałem pojęcia skąd się wzięła. Kilka lat temu obudziłem się w parku. To ostatnie, co pamiętałem. O niczym, co było wcześniej nie miałem pojęcia. Nie chciałem iść z tym do lekarza. Jeszcze by mnie w psychiatryku zamknęli, a nie byłem świrem. Przez cały wieczór tułałem się wtedy po mieście próbując ogarnąć sytuację. Miałem wielkie szczęście spotykając na swojej drodze mężczyznę, który załatwił mi mieszkanie i pracę nie pytając o szczegóły. Do tej pory płaciłem u niego czynsz. 
Westchnąłem i przeczesałem dłonią swoje bardzo jasne blond włosy. Zrobiłem sobie sałatkę z fetą na kolację i położyłem się spać. To był męczący dzień. Miałem nadzieję, że jutro uda mi się trochę wypocząć. Szybko zasnąłem otulony w ciepłą kołdrę. 
Dźwięk wiertarki z za ściany obudził mnie około ósmej. Zdenerwowałem się, bo kto normalny robi coś takiego w sobotni poranek. Pospiesznie ubrałem się i zaraz zapukałem do drzwi sąsiada. Zatkało mnie trochę, kiedy otworzył je szmaragdowooki mężczyzna z parku. Ten jakby  nigdy nic uśmiechnął się promiennie. 
- Dzień dobry. - przywitał się - Wczoraj się wprowadziłem. Cieszę się, że będę miał  fajnego sąsiada. - paplał, choć nie miałem pojęcia, po co to mówił. "Fajnego"? Już ja mu pokażę. 
- Tia. Dobry. Mógłby pan nie zrywać ludzi z łóżek tak wcześnie? - zapytałem zadziwiająco grzecznie. 
- Obudziłem? - zmartwił się wyraźnie - Przepraszam, ale chcę jak najszybciej się tu urządzić.
- Niestety. Proszę liczyć się z tym, że sam pan tu nie mieszka. Do widzenia. - powiedziałem chłodno. Już miałem wrócić do siebie i jeszcze się przespać, ale zatrzymał mnie. 
- Pan poczeka! Może w ramach przeprosin zaproszę pana na dobre śniadanie i kawę? - zaproponował, a ja chwilę rozważałem to. W sumie chyba nie było w tym nic złego. Ja skorzystam, a ten będzie miał satysfakcję. 
- Zgoda. - odpowiedziałem, a ten z uśmiechem zaprosił mnie do środka.
Salon był w kompletnej rozsypce. Wszędzie walały się narzędzia, pędzle, farby... Nie było tu jeszcze mebli. Poprowadził mnie do kuchni, która była już w całości urządzona. Usiadłem na wskazanym krześle przy masywnym stole z ciemnego drewna. Szafki były z tego samego materiału, a lodówka i inne sprzęty ze srebrnego metalu. Stwierdziłem, że wartość tego wszystkiego znacznie przekraczała moją dwumiesięczną wypłatę. Przyglądałem się jak mężczyzna kręci się w kółko i wyjmował na blat potrzebne rzeczy. Kilka minut później postawił przede mną talerz z pięknie pachnącym bekonem, jajkami i sałatką z pomidorów oraz duży kubek czarnej kawy.
- Smacznego. - powiedział i usiadł naprzeciwko mnie ze swoją porcją.
 Ze smakiem zjadłem śniadanie i wypiłem uzależniający gorący napój. No dobra. Facet wiedział jak zdobyć moje uznanie. Miałem słabość do dobrego jedzenia i KAWY. Po skończonym posiłku podziękowałem i zastanawiałem się, co robić. Wyjść, czy czekać aż mnie wyprosi? Eh... Jak ja nie lubię takich niezręcznych sytuacji. Westchnąłem i wstałem.
- Nie będę przeszkadzał. Pójdę już do siebie. Jeszcze raz dziękuję za śniadanie. 
- Nie ma za co. Nie musi pan wychodzić tak szybko. Lubię posiedzieć w miłym towarzystwie
- Przepraszam, ale mam dużo pracy. - skłamałem - Do widzenia. 
Szybko wyszedłem i wróciłem do siebie. Od razu położyłem się na łóżku i próbowałem jeszcze zasnąć. Bo co innego miałem robić w wolny dzień? Dość łatwo mi to przyszło. Z początku była tylko ciemność, ale potem usłyszałem kobiecy, szyderczy śmiech. Nagle w czerni zobaczyłem ją. Była sukni ślubnej całej we krwi. Zbliżała się do mnie, a ja nie mogłem się ruszyć. Chwilę później mogłem z łatwością zidentyfikować osobę na rękach kobiety. To byłem ja. Miałem wielką ranę na klatce piersiowej, z której ciekła krew. Jedno zastanawiało mnie jeszcze bardziej. Dlaczego ja miałem skrzydła?! Kobieta znów zachichotała. Przyjrzałem się jej uważnie. Miała złociste włosy oraz duże niebieskie oczy. Płakała i śmiała się. Mocno tuliła do siebie ciało. To jakiś obłęd! Spojrzałam na swoją twarz. Prawie czarne oczy wpatrywały się we mnie, a usta były wykrzywione w złowieszczym uśmiechu. Z krzykiem się obudziłem. To było przerażające. Próbowałem zrozumieć, co się tam działo, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Poszedłem wziąć zimny prysznic. Kiedy stanąłem pod strumieniem wody, poczułem jak razem z nią spływają ze mnie tamte emocje. Ten sen chyba jeszcze bardziej mnie zmęczył. Później zrobiłem sobie kawę i usiadłam nad papierami. Musiałem wysłać kilka maili do innych wydawnictw, hurtowni, księgarni, a żeby to zrobić, musiałem przejrzeć dokładnie wszystkie dokumenty. Cała robota zajęła mi jakieś trzy godziny. Zrobiłem się trochę głody, więc dojadłem wczorajszą sałatkę. Nie chciało mi się gotować. Nie było sensu, skoro mieszkałem sam. Mój spokój zakłóciło pukanie do drzwi. Z wielką niechęcią otworzyłem je. Doskonale wiedziałem, kto to mógł być i nie podobało mi się to. Lubiłem być sam.
- Przepraszam, że przeszkadza, - powiedział sąsiad - ale czy mógłby mi pan pomóc przy wnoszeniu mebli?
- Em... Tak. Chwileczkę. Tylko założę buty.
Szczerze nie miałem ochoty tego robić, ale głupio było odmówić, skoro facet był taki miły. Zszedłem na dół i pomogłem mu wtaszczyć na górę kartony, a potem razem wnieśliśmy telewizor i kanapę. Trochę dużo było tego wszystkiego, ale miałem chociaż jakieś zajęcie. Poskładałem dwie szafki na książki, podczas gdy on męczył się z dużą szafą na ubrania w sypialni. Zajęło to trochę czasu, ale było warto. Efekt końcowy wywarł na mnie olbrzymie wrażenie. Na futrzastym beżowym dywanie stała duża czarna skórzana kanapa, a przed nią telewizor. Na ścianach wisiały czarno białe obrazy aniołów. W sypialni było wstawione biurko z ciemnego drewna z laptopem. Półki zostały wyłożone masakryczną ilością książek o magii, stworzeniach nadnaturalnych i innych dziwnych rzeczach napisanych przez osoby, których nazwisk nigdy na ozy nie widziałem. Niektóre były tak stare, że bałem się ich dotknąć. No cóż... Każdy ma swoje zboczenia. Zmęczony opadłem na kanapę, a po chwili sąsiad postawił na stoliczku obok dwie filiżanki kawy i pączki.
- Dziękuję za pomoc. - powiedział facet - Samemu zajęłoby mi to całe wieki. 
- Nie ma za co.
Napiłem się życiodajnego napoju i wgryzłem się w pączka z dużą ilością marmolady. Kochałem słodkości. Zerknąłem po raz kolejny na książki i zmarszczyłem brwi. Nie wytrzymałem. Musiałem go o nie zapytać.
- Po cholerę panu tyle książek o tej tematyce?
- Jak to? Pan nie wie? - był wyraźnie zdziwiony, a ja zacząłem mieć pewne obawy. Pokręciłem przecząco głową. Ten zaśmiał się nerwowo.
-Nie możliwe. Przecież nie należy pan do do ludzi. Jakim cudem pan o niczym nie ma pojęcia? Pan nie wie, kim jest?

środa, 4 grudnia 2013

2min ( SHINee )

Wracam po bardzo długiej przerwie. Mam nadzieję, że uda mi się częściej coś wrzucać. Głód Miłości wrzucę jak w bałaganie odnajdę zeszyt ^^'
Przepraszam za błędy, których pewnie jest sporo.
Miłej lektury ;)
*****************************************************************
"Minął już miesiąc, a ja dalej nie mogę zrozumieć, co zobaczyłeś w tej pustej suce. Co miała ona, a czego ja nie? Musiałeś zauroczyć się jej piersiami? Tylko tyle ci w głowie? Co od niej dostałeś? Pieniądze? Sławę? Na pewno nie miłość, którą okazywałem ci każdego dnia. Było wtedy wspaniale. Chodziliśmy na wspólne spacery, jedliśmy posiłki, razem spaliśmy... Cholera, pieprzyliśmy się! Źle ci było?! Za długo nie pozwalałem ci mnie dotykać w ten sposób? Wybacz, ale się szanuje i nie chciałem dać się przelecieć pierwszemu lepszemu. Dalej jestem na ciebie wściekły. Wolę te uczucie od rozpaczy choć na początku ją czułem. Teraz nie będę płakał. Nie jesteś wart żadnej z moich łez. Przyznaj, wykorzystałeś mnie, prawda? Byłem zakazanym owocem nie łatwym do zdobycia. Jesteś podłym chamem. To do niej uciekałeś każdego dnia, mówiąc, że idziesz pograć w piłkę nożną? Mam ochotę ją zabić za to, że cię tak oślepiła. Poszedłbym za kratki, ale nie czułbym się winny. I wiesz co? Dalej cię kocham, ty cholerny kretynie, zdrajco! Kocham, mimo tego, że mnie zostawiłeś. Kocham, mimo tego, że całowałeś ją na moich oczach. Jestem głupi, wiem. Przyjąłbym cię z otwartymi ramionami, gdybyś teraz wrócił do mnie, ale wiem, że tak się nie stanie. Całymi dniami i nocami myślę nad swoimi wadami i jej zaletami. Doprowadza mnie to powoli do szaleństwa i mam już dość. Chcę pójść do przodu, ale twoje zdjęcie przy łóżku mi to uniemożliwia. Nigdy nie zapomnę twojego uśmiechu, pięknych oczu, głosu... Mógłbym wymieniać w nieskończoność. Nie jestem w stanie wyrzucić cię z mojego serca. Może dla ciebie te wszystkie wspomnienia nic nie znaczyły, ale dla mnie były i są najważniejsze. Pamiętasz jak się poznaliśmy? Oczywiście, że nie. To była impreza naszego wspólnego kumpla. Cały wieczór się sobie przyglądaliśmy, byś w końcu porwał mnie do tańca. Czekałem na to bardzo długo. Patrzyłeś wilkiem na innych, którzy obserwowali moje ruchy na parkiecie. Wtedy już się w tobie kochałem. Cieszyłem się, że ktoś taki jak ty zwrócił na mnie uwagę. To był najszczęśliwszy dzień mojego życia.Od tamtej pory spędzaliśmy razem każdą przerwę w szkole, chodziliśmy do kina i nawet na zakupy, co mnie bardzo radowało. Teraz widzę cię w telewizji w objęciach tej wytapetowanej suki, popijasz drogie szampany i wina, jadasz wysokiej klasy potrawy... Ale kiedyś za mną zatęsknisz i wrócisz. Tylko mnie już wtedy nie będzie. Możesz uznać mnie za idiotę, ale za bardzo cię kocham, żeby iść przez ten trudny okres w moim życiu samotnie. Nigdy już nie będę cię zatrzymywał. Leć do niej. SŁAWA na ciebie czeka. Już porwała cię w wir nieszczęścia. Będziesz sam tak, jak ja teraz. Ta dziwka odejdzie, skończą ci się pieniądze i wrócisz. Zastaniesz dom pusty, bez życia. Wiesz gdzie wtedy będę? Na cmentarzu. Będę gnił  i dalej cię kochał. Żegnaj, Minho.
Lee Taemin ♥ "

wtorek, 15 października 2013

JUŻ NIEDŁUGO !!!!

Jak tytuł posta wskazuje, już niedługo biorę się do roboty i pisze kolejny rozdział Głodu Miłości i jakiegoś one shota. Przepraszam za taką długą przerwę.
Pozdrawiam czytelników i błagam komentujcie. Wytykujcie błędy i w ogóle. Wiem, że jest ich dużo.
Yuuki-chan

środa, 7 sierpnia 2013

Tom x Bill ( Twincest Tokio Hotel )

Słyszał płacz. ale dalej był jedną nogą w krainie snów. Kiedy jego uszu dobiegł krzyk, szybko się poderwał. Bill rzucał się po całym łóżku i o mało co go nie uderzył ręką w twarz. Zaczął budzić bliźniaka. Ostatnio często miewał koszmary, ale nie mógł wydusić z niego, o co chodziło. Musiało być to coś poważnego skoro chłopak tak to przeżywał. Obudził się i mocno przylgnął do piersi brata. Jego ciepło działało kojąco na Billa. Chłopak cicho zaszlochał. 
- Znowu? - zapytał Tom głaskając go uspokajająco po głowie i plecach.
- T-tak
Pozwolił mu się wypłakać. Po kilku minutach ucichł i tylko się wtulał w brata.
- Przepraszam, że cię obudziłem. - odezwał się czarnowłosy. 
- Nie szkodzi. Opowiesz, co się dzieję? Chcę w końcu wiedzieć, co doprowadza cię do takiego stanu. 
Bill westchnął i wypalił z czymś, czego Tom na pewno się nie spodziewał. 
- Śni mi się, że tracę głos na jednym z koncertów i nie mogę śpiewać. Potem fani się od nas odwracają  i nikt mnie nie chcę w zespole. Zostaje sam...
Dredziaż, nie zastanawiając się dłużej, wybuchł śmiechem. Bill od razu się od niego odsunął z wielkim fochem.
- Jesteś okropny! Wiedziałem, że tak będzie jak się dowiesz.
Wstał i zniknął w łazience. Chłodny prysznic dobrze mu zrobi. Kilka minut później poczuł jak jego ciało jest obejmowane przez Toma, które składał delikatne pocałunki na szyi brata.
- Przepraszam Billy... - szepnął mu do ucha bardzo skruszonym tonem. Chłopak od razu wyczuł, że ma wyrzuty sumienia. Dalej jednak nie zwracał na niego uwagi zostając przy obrażaniu się. - Billy... - mruknął prosząco. Odwrócił go do siebie i musnął czule jego usta. - Naprawdę nie chciałem się śmiać. Rozumiem, że to ciężka i poważna sprawa, ale nie przejmuj się. Fani raczej by się bardzo martwili niż by się od ciebie odwrócili. Są tobie wierni. 
- Mówisz poważnie? - zapytał z nadzieją.
- Oczywiście. A zespół to zespół. Sam nigdy nie będziesz. Ja cię nigdy nie zostawię. Przecież jesteśmy nie rozłączni, prawda?
Bill uśmiechnął się i pocałował mocno bliźniaka. Tom z wielką radością i zapałem przejął kontrolę nad sytuacją. Poczuł dziką żądze. w tej chwili mógłby go wziąć, ale no cóż... Nie bardzo chciał być potem  nie przytomny w studiu. Wplątał dłonie we włosy chłopaka. Kochał czuć tę adrenalinę, która pojawiała się za każdym razem, gdy okazywali sobie czułości... lub brutalność. Obaj lubili ostre zabawy a Bill był wiecznie napalony. Jeszcze bardziej kochał właśnie jego. Tego egoistycznego, wrednego palanta... Ale co to byłby za Bill, gdyby właśnie taki nie był? Po dłuższej chwili oderwali się od siebie i zaczerpnęli powietrza. Czarnowłosy zaśmiał się.
- Chyba o czymś zapomniałeś. - poinformował go.
To spojrzał na siebie i zmarszczył brwi, kiedy spostrzegł mokre ubranie. Rozebrał się i rzucił ciuchy na podłogę.
- Chodźmy spać. Rano czeka nas mnóstwo pracy. - powiedział Dredziaż mimo podniecenia. 
Bill jak na zawołanie ziewnął i wyszedł z kabiny prysznicowej. Uwielbiał te duże łazienki w hotelowych apartamentach. Takie życie bardzo odpowiadało jego standardom. Nawzajem się wytarli i nadzy udali się do łóżka. Potrzebowali swojej bliskości, a ubrania tylko by im przeszkadzały. Tom od razu zaczął dobierać się do jego tyłka. Czarnowłosy jękiem reagował na każdą pieszczotę i podniecił się, gdy tylko poczuł palec brata w swoim wejściu. Dredziaż przewrócił gwałtownie bliźniaka na brzuch, a ten krzyknął wyrywając mu się. Był wściekły, a Tom zastanawiał się, co mu znów odwaliło. Dobrze wiedział, że tamten też tego chciał.
- Patrz, co zrobiłeś, ty pieprzony idioto! - pokazał mu palec, na którym ten nic nie zauważył  przez brak światła. 
- Nie rozumiem... 
- Złamałeś mi paznokieć, a miałem świeży manicure! Mogłeś być delikatniejszy, głupi napaleńcu! Śpisz na kanapie, chuju niewyżyty!
Rzucił w niego poduszką i wygonił za drzwi sypialni. Wyśmiewanie się? Spoko, szybko wybaczył. Natomiast złamany paznokieć.... Tom westchnął. Wiedział, że brat mu tak tego nie odpuści. Zapowiadał się długi dzień prób i humorki Billa. Tia... Nie mógł się doczekać. 
KONIEC

wtorek, 30 lipca 2013

Głód miłości - rozdział 4

Hejka! Mam dla Was czwarty rozdział. Z racji, że są wakacje, może będę częściej wrzucać notki. Dziękuje Anice za ostatni komentarz. Mam nadzieję, że nie zawiodę ^^
*****************************************************************************

Nao obudził się z lekkim bólem brzucha. W końcu z nerwów prawie nic nie jadł. Jego ukochany dalej spał, więc wyślizgnął się z łóżka i poszedł przygotować jakieś śniadanie. Sam napił się na razie tylko wody. Stwierdził, że zje coś po późniejszym biegu i ćwiczeniach. Teraz nie był głodny. Był tak pochłonięty myślami o diecie i innych zmartwieniach, że nie zauważył kochanka dopóki się nie odezwał.
- Co robisz? - usłyszał jego lekko głos. Stał seksownie oparty o framugę drzwi i ziewał.
- Śniadanie. Chcesz kawy? - zapytał, podchodząc szybko do niego i obdarowując buziakiem w policzek. Tamten uśmiechnął się.
- Chcę. - odpowiedział.
Nao dokończył robić jajecznicę i przygotował mocną kawę. Po chwili oboje siedzieli przy stole. Rudy obserwował swojego cudownego mężczyznę. Miał potargane włosy. Widać było, że dopiero co zwlekł się z łóżka.
- Dzwoniła twoja mama. - odezwał się starszy - Zaprasza nas na obiad, kiedy tylko znajdziemy czas.
- Naprawdę? To świetnie. - ucieszył się młodszy - Dawno jej nie widziałem.
I faktycznie. Ich ostatnie spotkanie był ze dwa miesiące temu. Nao zdawał sobie sprawę, że to kawał drogi i nie chciał dodatkowo odciągać Sotaro od restauracji. Poza tym paliwo kosztuje, a i tak był na utrzymaniu starszego. Głupio by się czuł prosząc go takie rzeczy.
Sotaro popijał gorący, gorzki napój i zastanawiam się, co tu zrobić z chłopakiem. Doskonale wiedział, że dalej się przejmował słowami projektanta. Bardzo chciał mu jakoś pomóc, ale nie miał pojęcia jak. Zjadł śniadanie i zaraz uświadomił sobie jedną rzecz. Zmarszczył brwi i spojrzał w oczy partnera.
- A ty nie jesz? - zapytał, bo nie widział przed chłopakiem talerza.
- Nie jestem głodny. - skłamał. Jego brzuch cicho zaburczał, ale nie na tyle głośno, by czarnowłosy to usłyszał.
- Dobra, ale potem coś zjedz. Nie chce, żebyś zrobił jakieś głupstwo przez to, że jakiś kretyn coś ci powiedział. Idę zaraz do restauracji. Wziąć ci coś na wynos?
- Nie, dziękuje. - od razu posmutniał.
Sotaro wstał i poszedł się ogarnąć. Dał ukochanemu słodkiego buziaka i pojechał. Musiał jakoś zdopingować kucharzy i dopilnować porządku na sali, bo jakiś krytyk ma im złożyć wizytę. Tyle stresu dla głupiego artykułu w gazecie. Eh...
Pomarańczowo włosy biegał po parku uprzednio robiąc w domu serię innych ćwiczeń. Przebrany w krótkie spodenki i obcisły t-shirt poruszał się truchtem po alejkach ulubionego miejsca w okolicy. W drodze włączył sobie mp3 i wsłuchiwał się w najlepsze kawałki 30 Seconds To Mars oraz Green Day ( ♥ ). Nie wiedział, ile czasu upłynęło od wyjścia z mieszkania. Mimo zmęczenia, dalej biegł. Zbliżał się do fontanny, kiedy jego kostkę przeszył niewyobrażalny ból i upadł na chodnik. Oczywiście pozdzierał sobie przy tym kolana. Jakaś młoda dziewczyna, widząc poszkodowanego chłopaka, pomogła mu usiąść na ławce w pobliżu. Miedzy czasie zalał się łzami. Podał kobiecie numer do Sotaro, ponieważ prosiła o jakiś kontakt z osobą, która mogłaby go zawieść na ostry dyżur do szpitala.
Zielonooki właśnie kończył rozmowę z krytykiem kulinarnym, który bardzo zachwalał jakość potraw i uprzejmość pracowników, kiedy zadzwoniła jego komórka. Był zaskoczony widząc zupełnie obcy mu numer. Mimo to odebrał.
- Halo?
- Dzień dobry. Nazywam się Haru Maji. Chodzi o Nao. Czy rozmawiam z panem Sotaro? - odezwał się uroczy kobiecy głosik.
- Tak. Co się stało? - zapytał zdezorientowany. Nie przypominał sobie, żeby znał jakąś znajomą ukochanego o takim imieniu.
- Biegał i chyba skręcił kostkę. Trzeba go zabrać do szpitala. Jest w parku przy fontannie. Mówi, że będzie pan wiedział, gdzie to jest.
Serce mu na moment stanęło. Nie zastanawiając się, szybko pożegnał się z personelem i pojechał we wskazane miejsce. Pobiegł odpowiednią alejką i zaraz zobaczył ukochanego w towarzystwie zapewne pani Maji. Zbliżył się do nich i klęknął przy Nao.
- Dziękuję pani bardzo za chwilową opiekę nad nim. Już sobie z nim poradzę.
- Nie ma za co. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia. - zwróciła się do rudego - Do widzenia.
Obaj się z nią pożegnali i jeszcze raz podziękowali. Nao mocno się krzywił. Cholernie bolała go opuchnięta już kostka. Sotaro westchnął z rezygnacją, wziął kochanka na ręce i zaniósł do auta.
- I co ja mam z tobą zrobić, ciamajdo? - zapytał zmartwiony i otarł łzy z jego policzków.
- Przepraszam. - mruknął chłopak.
- Nic się nie stało. Bardzo cię boli? Już jedziemy do szpitala.
- Boli.
Chwilę potem byli już w pobliskim szpitalu. Pomógł mu wysiąść i szybko zabrał na ostry dyżur. Zaklął pod nosem, kiedy lekarz potwierdził ich przypuszczenia. Bez gipsu się nie obyło. Było mu bardzo żal kochanka. Sotaro zastanawiał się, czy wziąć wolne i się nim zaopiekować, ale zrezygnował, ponieważ jego ukochany był już dużym chłopcem i poradzi sobie kilka godzin bez niego w domu. Po jakimś czasie byli już w mieszkaniu. Nao leżał na łóżku ze skrzywioną miną. Siedział obok niego i głaskał delikatnie po głowie. Rudemu chciało się spać. Zmęczony był dzisiejszymi wydarzeniami.
- Zostaniesz ze mną, czy musisz wracać do pracy? - zapytał wtulając się w niego. Szukał ukojenia i znalazł.
- Zostanę. Masz na coś ochotę? Podać ci coś?
- Ymm... Nie. Zdrzemnę się trochę. - zasnął prawie natychmiastowo. Sotaro uśmiechnął się. Chwile jeszcze leżał obok, ale zaraz poszedł do salonu i włączył sobie telewizor. Akurat zaczynał się jakiś program muzyczny, który z chęcią zaczął oglądać. Roześmiał się, kiedy jeden z jego ulubionych wokalistów zaczął się wygłupiać przed publiką. Zawsze lubił, gdy ktoś sławny coś odwalał, żeby wywołać uśmiech fanów. Po jakiejś godzinie wyłączył ten pochłaniacz czasu i wziął się za przygotowywanie czegoś do jedzenia. Już miał iść do sypialni obudzić młodego, kiedy zawibrował mu telefon. Z cichym westchnieniem przeczytał wiadomość, w której szef kuchni prosi aby przyjechał, bo zostawił jakieś papiery, które miały być podpisanie na jutrzejszy ranek. No cóż... Mus to mus. Obudził chłopaka, poinformował go o kolacji i wyszedł. Im szybciej tam pojedzie i to ogarnie tym szybciej będzie będzie w domu.
Nao jakoś nie uśmiechało się to, że tamten tak nagle musi wyjść. Wstał z zamiarem pójścia do kuchni i zjedzenia pysznych kanapek z nutellą. Doczłapał się jakoś o kuli i zjadł jedną. Zaraz zrobiło mu się niedobrze. Szybko podszedł do zlewu i zwymiotował. No tak... Nie był przyzwyczajony do tego, że nic nie jadł i po dłuższym  czasie dopiero coś tknął. Trudno... I tak już nie powinien jeść. Było trochę późno i dalej czuł się śpiący. Opłukał zlew i usta i wrócił do łóżka. Po drodze zahaczył jeszcze o łazienkę i wziął prysznic uważając na kostkę. Jakoś sobie poradził i padł błogo na miękką poduszkę.
Po jakiś dwóch godzinach do sypialni wszedł Sotaro. Zmartwił się, gdy zauważył, że ledwo tknął kolacje. Pogłaskał go po głowie i okrył dokładnie kołdrą by nie zmarzł. Poszedł się wykąpać,  potem ułożył się wygodnie obok rudego. Leżał tak przez chwilę przyglądając mu się uważnie, ale zaraz sam zasnął.

poniedziałek, 1 lipca 2013

Głód miłości - rozdział 3

Hej ^^
Staram się dodawać rozdziały w miarę regularnie, ale nie wiem, czy się uda w najbliższym czasie. Poprawy ocen i te sprawy. No cóż.... Mimo to mam dla was rozdział trzeci o naszym uroczym Nao i kochanym Sotaro ♥
*********************************************
- Za gruby. Następny! - ogłosił projektant bez żadnych emocji. Nao przestał się momentalnie uśmiechać. Przez chwilę stał jak wmurowany, a potem ze łzami w oczach zaczął zakładać sweter i wybiegł z budynku zapominając w ogóle o Sotaro. Starszy wołał go, ale nie słyszał. W końcu złapał go i mocno do siebie przytulił. Poprowadził go do samochodu i zawiózł do domu. Młodszy całą drogę płakał i mieszkaniu też. 
- Nie płacz, słońce. Serce mi pęka jak na ciebie patrzę.
- To nie patrz. - wyszlochał - Dajcie wszyscy spokój!
Zamknął się na klucz w sypialni i tam ryczał aż do kolacji. Wolał to robić samotnie. Nie chciał pocieszenia od Sotaro, bo to i tak nic by nie dało. w końcu dowiedział się prawdy.
- Nao, chodź na kolację. Pewnie jesteś głodny. Zrobiłem twoje ulubione naleśniki z czekoladą.
- Sam je zjedz! Jestem za gruby!
- Nie jesteś. Chodź już.
Z westchnieniem otworzył drzwi. Miał trochę opuchnięte oczy od łez i zmęczoną twarz. Bez słowa minął go i poszedł do kuchni. Nalał sobie tylko soku pomarańczowego. Gdy spojrzał na prawdopodobnie pyszne naleśniki, wracały do niego słowa projektanta. Postanowił, że nie da tak sobie zrujnować marzeń. Schudnie i będzie szczupły. Pokaże temu głupkowi, że się nadaje na modela. Ważył jakieś 58kg. Za dużo? Świetnie.
- Nie zadręczaj się tak. - powiedział Sotaro, widząc jego wyraz twarzy.
-Nie zadręczaj? Ty chyba żartujesz! Nawet sobie nie wyobrażasz jak się czuje! Łatwo ci mówić!
"Za gruby" , " za gruby" ... te słowa cały czas krążyły w jego głowie.
- Nao, uspokój się.
- Jestem spokojny! - warknął, zupełnie nie panując nad sobą.
- Przestań na mnie rozładowywać złość! Rozumiem, że ci ciężko, ale nie rozmawiaj ze mną w ten sposób.
- W jaki? Przecież ja nic nie robię. Nie wiem, o co ci chodzi.
Sotaro westchnął i wyciągnął ręce w jego stronę.
- Eh... Chodź tu do mnie. 
Nao opanował emocje i smutny zrobił, o co poprosił. Wtulił się w niego mocno i zaraz zdał sobie sprawę z tego, co robił.
- Przepraszam.
- Już dobrze. - pogłaskał go po głowie - A teraz zjedz ze mną kolację, ok?
Podarował starszemu ciepły lecz nieszczery uśmiech. " Może się nie zorientuje". Usiadł przy stole i zaczął jeść. Będzie mu brakowało tego.
- Przechodzę na dietę. Od jutra. - poinformował go
- Co? Przecież dobrze wyglądasz. Jesteś szczupły.
- Według eksperta nie, więc muszę schudnąć.
- Daj spokój. Podobasz mi się taki, jaki jesteś.
- Ale mi moje ciało  się nie podoba i chyba ważniejsze jest, żebym o ja je zaakceptował, a nie ty, prawda?
- Wiesz co? Pogadamy jutro. Dzisiaj się nie da z tobą normalnie porozmawiać.
Wkurzony Sotaro poszedł do łazienki wziąć prysznic, a potem w łóżku otulił się ciepłą kołdrą i zasnął. Nao dość długo siedział w kuchni. Nie miał pojęcia, co tym razem powiedział nie tak. Było po północy, kiedy postanowił iść spać. Jego ukochany był odwrócony tyłem. Westchnął smutno i ułożył się obok. Nie odzywając się słowem do partnera, leżał i myślał. Nie mógł zasnąć. Wiercił się na łóżku, aż w końcu otuliły go ciepłe objęcia Morfeusza. Miał koszmary. Jadł bardzo dużo, a potem jego brzuch rósł i rósł i nie mieścił sir w żadne swoje ulubione ubrania. Kręcił się pi całym łóżku, mruczał i jęczał, by to się skończyło. Sotaro, budząc się w środku nocy, zobaczył w jakim stanie jest jego ukochany. Delikatnie nim potrząsnął na co ten zareagował wyrwaniem się że snu z dużym wzdrygnięciem.
- So...Sotaro? - wymówił jego imię płaczliwie. Przytulił się mocno do jego piersi i zaczął cicho płakać. Bardzo przejmował się swoim wyglądem. Zielonooki objął go i uspokajał.
- To tylko sen. Nie płacz. Wszystko jest w porządku.
- Nie jest. - zaprzeczył - Chce być szczupły. Chce spełnić wymagania jurorów. Chce zostać modelem. Nie jestem godny noszenia ubrań z tej nowej kolekcji.
- Dla mnie jesteś najpiękniejszy.
- Ale nie dla nich! Muszę być idealny w ich oczach. 
- Eh... Rób co chcesz. - puścił go, odwrócił się i poszedł spać.
- O co ci znowu chodzi?! - zdenerwował się.
Sotaro całkowicie go olał. Nao tylko prychnął na niego, wziął poduszkę i koc i poszedł spać do salonu. Kanapa też była wygodna. Położył się i znów spał niespokojnie tym razem do rana. Kiedy się obudził, jego pantera już nie było. Wstał i skierował się do łazienki. Od razu stanął na wadze i westchnął smutno - 59 kg. Zastanawiał się, ile musi zrzucić, by spełnić marzenie. Wyjął z szafki notatnik, zapisał w nim datę i dzisiejszą wagę. Będzie tak robił dwa razy w tygodniu. Zapisał w nim także ilość i rodzaj zrobionych ćwiczeń i zjedzonych posiłków. Postanowił, że będzie wszystko notował. Udał się do kuchni i przy lodówce zastanawiał się, co może zjeść. Zdecydował się na płatki, więc wyjął z niej mleko. Sprawdzając ilość tłuszczu, przeraził się. Cóż... będzie musiał wybrać się na zakupy. Zrezygnował że śniadania i ubrał się. Miał dylemat, czy odwiedzić Sotaro w pracy, ale chyba sobie odpuści. Przyczepił się nie wiadomo o co i jeszcze ma pretensje, że chce schudnąć. On się nie zna na modzie i modelingu, więc nie powinien się wtrącać. Rozumiał, że chciał go pocieszyć, ale dieta to decyzja Nao i powinien to zaakceptować. Mieli się przecież wspierać. Na głodniaka rudy wybrał się na zakupy i kupował same zdrowe, dietetyczne produkty. Po powrocie zrobił obiad dla Sotaro, a sam zjadł tylko kanapkę z ciemnego pieczywa i sałatą. Wziął się również za ćwiczenia i w ciągu godziny udało mu się zrobić 400 brzuszków. Był po tym potwornie zmęczony. Poszedł się wykąpać. Potem wszystko zapisał w notesie. 
Późnym wieczorem do domu wrócił Sotaro. Przemyślał na spokojnie problem Nao i stwierdził, że na jego miejscu zachowałby się tak samo. Prawdopodobnie. Kupił mu kwity na przeprosiny. Wszedł do salonu i zobaczył ukochanego przed telewizorem położonego na kanapie i przykrytego kocem. Nie spał.
- Wróciłem. - poinformował go, ale chłopak nie odwrócił się w jego stronę. Mruknął tylko:
- Mhm...
Westchnął smutno i podszedł do niego. Delikatnie pogłaskał go po głowie.
- Kochanie, przepraszam. Głupio się zachowałem. - powiedział i wręczył zaskoczonemu bukiet. Nao nie wiedział, co powiedzieć. Naprawdę się czegoś takiego nie spodziewał. Trochę nie podobało mu się to, że tamten potraktował go jak dziewczynę i kupił kwiaty na przeprosiny, ale nie narzekał. Z zaszklonymi oczami przytulił go mocno. Odłożył bukiet na stolik obok i pocałował delikatnie kochanki.
- Ja też przepraszam. Chyba za bardzo spanikowałem.
- Nie szkodzi.
Starszy popchnął go tak, by się położył i naparł mocno na jego usta. Był ich mocno spragniony. Nao jęknął i otarł się o niego. Kochał czuć go tak blisko siebie. Szarpnął guzik przy spodniach Sotaro i zaczął powoli je zsuwać. Był już podniecony i myślał, że nie wytrzyma, jak on czegoś szybko nie zrobi. Tamten zjechał pocałunkami na szyję chłopaka i szybkim ruchem ściągnął z niego koszulkę rzucając ją gdzieś na podłogę. Tamten lekko się oburzył i warknął:
- Nie rzucaj tak TĄ bluzką! Wiesz, ile za nią zapła... AH! ...- nie dokończył bo Sotaro zaczął mocno ssać i przygryzać jego sutek. Znowu się otarł o niego, dając mu znać, by się trochę pospieszył. Chciał go jak najszybciej. Czarnowłosy nie zwracał uwagi na nieme prośby i dalej kontynuował zabawę. Lubił się z nim drażnić. Nao jęknął i westchnął z bezradności. Zacisnął dłonie na jego włosach i lekko je szarpnął. Niespodziewanie Sotaro poderwał się i wstał. Trochę zdziwiło to rudego, ale zaraz przekonał się, o co chodziło. Silne ramiona kochanka poderwały go do góry i szybko znaleźli się w sypialni. Nawet nie wiedział, kiedy oboje pozbyli się spodni i bielizny. Zaczęli się o siebie ocierać by zwiększyć podniecenie. Starszy zawisł nad nim i ponownie obsypał jego szyję pocałunkami. Nao wiercił się, ale głupio mu było błagać o więcej. Zawsze się wstydził tego. Dyszał i zaciskał dłonie na prześcieradle. Był w tym momencie bezradny. Sotaro, niestety nie przerywał swoich tortur a nawet je wzmocnił. Lekko palcem pogładził penisa młodszego po całej długości. Zaśmiał się cicho, kiedy usłyszał jego zirytowane westchnienie.
- Sotaro...Proszę... - sapnął. Tamten pochylił się nad jego uchem i polizał je.
- O co prosisz? - zapytał. Lubił powodować jego zawstydzenie i zażenowanie jeśli chodzi o seks.
- O...o więcej...proszę....
Pocałował go bardzo namiętnie i sięgnął dłonią do jego ust.
- Poliż.
Chłopak zrobił to, co kazał w trochę perwersyjny sposób. Kiedy Sotaro uznał, że są już wystarczająco wilgotne, rozchylił jego pośladki wsunął w niego jeden palec. Usłyszał jego sapnięcie i jęk przyjemności. Zataczał kółka w jego wnętrzu, po dodaniu kolejnego palca robił nożyce. Wsunął do środka trzeci palec i mocno go rozciągał. Po kilku minutach Nao był już gotowy na przyjęcie go. 
- Sotaro...! - krzyknął, kiedy wszedł w niego cały po wyjęciu paców. Starszy odczekał chwilę i zaraz zaczął się poruszać. Początkowo były to wolne i delikatne ruchy. Na parę sekund się zatrzymał by podroczyć się z rudym. Jego uszu dobiegło rozpaczliwe jęknięcie
- Sotaro... błagam.... Nie dręcz mnie tak... - sam zaczął się na niego nabijać, ale czarnowłosy zatrzymał jego biodra i zaśmiał się. Wchodził w niego teraz szybko i mocno, czasami do końca, czasami do połowy. Starszy dłonią maltretował penisa młodszego. Wiele im obojgu nie potrzeba było do osiągnięcia szczytu. W pewnej chwili po pokoju rozległ się głośny jęk wymieszany z krzykiem Nao. Doszedł na swój brzuch i kochanka. Sotaro gdy poczuł zaciskające się na jego penisie mięśnie sam również doszedł w jego wnętrzu. Opadł obok i przyciągnął młodszego do siebie. Obaj ciężko dyszeli cudownie zaspokojeni. Zielonooki uniósł podbródek rudego i złożył na jego wargach słodki pocałunek. 
- Prysznic? - zaproponował starszy. 
Rudy chętnie się zgodził. Przeszli do łazienki, gdzie zrobili sobie powtórkę z rozrywki. W końcu się umyli i wrócili do sypialni. Wykończeni zasnęli ciasno objęci.

niedziela, 26 maja 2013

Drarry - one shot

Moje pierwsze Drarry. Pomysł przyszedł w szkole, więc może być takie sobie, ale jak pisać to pisać. 

****************************************************************

Draco jak zwykle po lekcjach udał się do swojej komnaty. Zdziwił się, kiedy pościel na łóżku zaczęła się poruszać, a następnie poczuł na twarzy nagły ruch powierza. Uczucie to zastąpiło zrozumienie i ciekawość.
- Potter, wiem, że tu jesteś.
Usłyszał jeszcze krótkie westchnienie i po chwili na ziemię opadła peleryna niewidka, odsłaniając ciemnowłosego chłopaka. Wyglądał inaczej. Niegdyś pogodna, ciekawa świata twarz Harrego, była wykrzywiona smutkiem. Kiedy się odezwał, jego głos był zdecydowany. 
- Musimy porozmawiać.
- Domysliłem się. Jestem tylko ciekawy, o czym. Ostatnio chyba wszystko sobie wyjaśnialiśmy. - powiedział chłodno.
Był zły na niego. Od... tamtego wydarzenia Harry zaczął go unikać. Nie miał pojęcia, dlaczego. Kiedy chciał go zapytać, zaraz uciekał do swoich przyjaciół z dormitorum z jakąś błahą wymówką. 
- Jak widzisz, nie wszystko.
Draco nie krył się z patrzenie na niego z wyższością. Prychnął, minął go i usiadł na krześle obok łóżka zakładając ręce na piersi.
- Słucham. Co masz mi do powiedzenia?
Pewność okularnika gdzieś uleciała. Spojrzenie przeniósł na swoje buty. Zaczął się jąkać. 
- No bo... ja... przemyślałem to, co się stało tydzień temu...
- Nie ma o czym mówić. - przerwał mu blondyn - Byliśmy pijani. Dobrze wiesz, że to nie miało znaczenia. Sam to zresztą przyznałeś.
- Myliłem się. Zrozumiałem jedną bardzo ważną rzecz.
Umilkł na chwilę, a Draco próbował ogarnąć, o co chodzi. To, co następnie zwróciło uwagę Malfoya, były oczy Pottera. Błyszczące od nadmiaru wilgoci. Wiedział, że jest wrażliwy, ale NIGDY przy nim nie płakał. Coś zakłuło go w sercu jak widział ciemnowłosego w takim stanie.Harry podniósł na niego wzrok, a smutek na jego twarzy był jeszcze większy niż na początku. Nie popędzał go choć bardzo się niecierpliwił. Widocznie musiał zebrać się na odwagę, by mówić dalej.
- Nie mogłem przestać o tym myśleć. - w końcu kontynuował - Zrozumiałem, że się w tobie zakochałem. Wiedziałem to chyba nawet wcześniej, ale broniłem się przed tym. Teraz pogodziłem się ze swoimi uczuciami i postanowiłem ci je wyznać.
Draco momentalnie zrzedła mina. Był w szoku. Nie wiedział, co ma powiedzieć. Jedyne, co przyszło mu teraz do głowy to:
- Wyjdź stąd natychmiast, pedale!
Widział jak nadzieja z twarzy chłopaka znika, jak zastępuje ją osłupienie a potem rozpacz. Harry szybko wybiegł z dormitorum Ślizgonów, uprzednio narzucając na siebie pelerynę. Jego serce rozpadło się na kawałki i wiedział, że już nic nie będzie takie samo. Ich ukrywana przez lata przyjaźń znikła przez głupie wyznanie. Żałował, że to powiedział.
Blondyn natomiast był wściekły. Nie rozumiał, jak on mógł coś takiego powiedzieć. Przecież się przyjaźnili, a ten co odwala?! Co za idiota. Jedyna osoba, której ufał w tym zamku, okazała się gejem. Pieprzonym pedałem!
- Cholera jasna! - krzyknął na cały pokój rzucając jakąś książką w ścianę. Odpadło od niej trochę farby, która dzięki odpowiedniemu zaklęciu, wróciła na swoje miejsce. Lubił Pottera. Nawet bardzo. A on to wszystko zniszczył. Nie miał pojęcia, co teraz robić. Nie mógł uwierzyć, że tamten głupi incydent może tak wiele zmienić. Miał ochotę go zabić za to, że te kilka lat poszło wpizdu.
Przez kilka dni sytuacja nie ulegała zmianie. Harry wyglądał jak chodzące nieszczęście. Nie mógł pozbyć się z głowy wyrazu twarzy Draco z tamtego dnia. Mało się odzywał, unikał ludzi, starał się zająć czas nauką , ale oceny i tak mocno mu spadły, mimo pomocy Hermiony. Można powiedzieć, że przychodził tylko na lekcję i posiłki, na których i tak prawie nic nie jadł. Cały czas słyszał krzyk Malfoya. Czasami rzucił mu w Wielkiej Sali spojrzenie pełne bólu, ale to było tylko chwilowe. Przecież nie może go mieć. Nawet jako przyjaciela, kolegę... Poddał się.
Draco natomiast nie zmienił się z ogóle. Dalej był typowym wrdnym, egoistycznym Ślizgonem. Zachowywał się tak jakby Gryfon był jego nową zabawką. Czasami na korytarzu mieszał go z błotem. Wiedział, że przesadza, że sprawia mu tym ogromny ból, ale miał to gdzieś. Chciał sprawić sobie tym satysfakcję, ale jej nie odczuwał. Próbował zrozumieć, dlaczego. Wyzywał go dotąd, aż ogarnął - on wcale nie chciał go krzywdzić. Myślał, że umrze z przerażenia, gdy pewnego razu zobaczył Pottera mdlejącego na środku klasy eliksiròw Snape'a. Od razu do niego podbiegł i próbował cucić, ale to było na nic. Przeklinał się w myślach za to, co powiedział tamtego dnia. Zrozumiał, że to Harry jest najważniejszą osobą jaką miał. Przecież nigdy by nie zaufał tej podłej, zakłamanej grupie gadów. Momentalnie przeniesiono go do skrzydła szpitalnego. Draco nigdy nie bał się tak bardzo, mimo że powiedziano mu, iż to nic poważnego. 
- Zemdlał z osłabienia. - poinformowała go pani Pomfrey - Zaraz powinien się obudzić. 
Blondyn usiadł obok niego na łóżku i wpatrywał się w pogrążonego we śnie chłopaka. Nie miał pojęcia, czemu zrobił mu taką wielką krzywdę. Był gotów błagać go na kolanach o wybaczenie. Nie minęło 10 minut, kiedy Harry zatrzepotał swoimi ciemnymi rzęsami. Zauważył, że mruży oczy, więc podał mu okulary, by lepiej widział. Gdy to zrobił, od razu uznał to za zły pomysł. Potter gwałtownie się odsunął od Draco, kierując spojrzenie w inną stronę.

- Odejdź. - usłyszał jego słaby głos.
- Nie. - powiedział stanowczo.
- Znowu chcesz mnie gnębić? Super.
Gryfon miał łzy w oczach. Chciał uciec. Schować się pod gruby koc. Cokolwiek. Byle dalej od niego. Jego obecność zbyt mocno bolała Harry'ego. Ślizgon pod wpływem impulsu mocno objął drobne ciało chłopaka. Całe szczęście Potter nie miał siły na wyrywanie się, więc utonął w czarnym materiale szaty blondyna. Rozpłakał się. To już drugi raz, gdy Draco widział jego łzy, a świadomość, że to przez niego jeszcze bardziej go raniła. Pogłaskał go po potarganych włosach. 
- Przepraszam. - szepnął mu do ucha - Nie płacz. Już wszystko dobrze.
- Nie jest. - zaprzeczył Harry.
- Jest. Ja... akceptuje twoje uczucia. - oznajmił, nagle uświadamiając sobie, że wcale nie musi go okłamywać. Czarnowłosy odsunął się od niego, na co mu pozwolił.
- Naprawdę? - zapytał z  olbrzymią nadzieją.
- Tak. Już nigdy ci tego nie zrobię. Chcę, żebyś był szczęśliwy, żebyś był ze mną. Na zawsze.
Gryfon nie potrafił określić uczuć, jakie teraz w nim siedziały. Szczęście, ulga...miłość.
Rzucił się na Ślizgona cicho przy tym się śmiejąc. Nie mógł uwierzyć, że to się działo.
- Draco?
- Tak?
Harry usiadł blondynowi na kolanach i spojrzał w jego piękne oczy.
- Możesz mnie pocałować? Tak, jak wtedy, gdy graliśmy w butelkę i byliśmy pijani.
Malfoy tylko się uśmiechnął i wpił się szybko w słodkie wargi Pottera. Pocałunek był jeszcze bardziej namiętny niż wtedy. Teraz obaj dopiero poczuli, że żyją. I im to się jak najbardziej podobało.

sobota, 25 maja 2013

Głód miłości - rozdział 2

Cześć! Mam dla was kolejny rozdział. Mam nadzieję, że jest ok.

*******************************************************

Rozdział 2
Nazajutrz Sotaro wyszedł wcześnie rano. Pomyślał, że jak odwali całą papierkową robotę, to będzie mógł wyjść jeszcze przed obiadem. Widząc Nao śpiącego i tulącego do siebie poduszkę, wahał się dłuższą chwilę. Okrył go jednak delikatnie kołdrą i udał się do restauracji. Była jeszcze zamknięta, ponieważ zwykle otwierała kierowniczka sali. Wszedł do swojego gabineciku i wziął się do pracy. Nao natomiast spał prawie do 11. Tak jak przypuszczał, Sotaro jeszcze nie było. Westchnął, przeciągnął się, ubrał i zabrał za sprzątanie. Chciał, żeby ten dzień był idealny. Zasunął rolety w oknach, zapalił świeczki pomarańczowe i przyszykował obiad. Teraz tylko czekał aż jego kochanek wróci.
Nie musiał długo czekać. Sotaro wszedł do mieszkania i od razu zobaczył blask świec z salonu oraz wyczuł zapach pomarańczy. Kierował się dalej i jego oczy odnalazły Nao poprawiającego coś na stole. Chyba był tym tak pochłonięty, że nie zauważył, iż zielonooki wrócił. Podkradł się do niego, zaskakując namiętnym pocałunkiem. Rudy aż podskoczył, ale zaraz oddał się cudownej pieszczocie. Jęknął mu w usta i przecisnął się mocniej do niego. Bardzo go teraz chciał. ale nie zamierzał tylko w ten sposób spędzić rocznicy. Z cichym pomrukiem oderwał się od niego i uśmiechnął.
- Cześć, skarbie. Jak było w pracy?
- Całkiem dobrze.- odpowiedział i usadził go sobie na kolanach - Mam dla ciebie prezent.
- Naprawdę? Ja dla ciebie też, ale to po obiedzie, dobrze?
- Jasne.
Nao ruszył do kuchni, zabierając z niej przystrojone już talerze z faszerowanym warzywami kurczakiem. Postawił je na stole i do kieliszków nalał czerwonego półwytrawnego wina. Bardzo je lubił. Jedli cały czas się do siebie uśmiechając. Pasowała im taka chwila ciszy. "Ciekawe, co w tym roku wymyśli Sotaro?" - zastanawiał się brązowooki. Ostatnim razem zabrał go do ośrodka wypoczynkowego nad morzem. Nao cały czas powtarzał wtedy, że za drogie i chciał, by odpuścił. Wystarczyłyby mu zwykłe kwiaty. Ze wszystkiego by się cieszył, bo wiedziałby, że to od niego. Ale on wtedy się strasznie uparł i nie chciał słuchać sprzeciwów. wyjechali i bawili się świetnie przez cały tydzień. Kąpiele w morzu, seks w plażowej przebieralni, drinki, owoce morza i znowu seks. Względem młodszego Sotaro był bardzo rozrzutny.
- Co taki zamyślony jesteś? - zapytał starszy.
- Co...? Um... Wspominam naszą ostatnią rocznicę. - wyjaśnił.
- To zapomnij na chwilę o niej i zobacz, co dla ciebie mam.
Wyciągnął z kieszeni spodni dwie wejściówki na bardzo prestiżowy pokaz mody. Nao wciągnął ze świstem powietrze i oczy mu się zaświeciły.
- Wiem, że interesuje cię ta cała moda i chciałbyś spróbować swoich sił w modelingu, więc zdobyłem te bilety. Nawet nie wiem, co to za projektant, ale myślę, że ci się spodoba.
Rudy dalej siedział ja zaczarowany i wpatrywał się w wejściówki. Nie wiedział, co powiedzieć. Żadne ze słów nie wyraziłyby w tej chwili jego radości. Ze łzami w oczach wstał, podbiegł do niego i bardzo mocno uścisnął.
- Dziękuje! Bardzo ci dziękuje! Ja widziałem informację w internecie o tym pokazie, ale nie odważyłbym się ciebie poprosić o bilety. Widziałem cenę i musiałbyś wydać na to dużo kasy. Dziękuje! Jesteś najlepszy! Kocham cię! - dostał słowotoku, ale zaraz szybko zamilkł i tulił się do niego.
- Nie ma za co. Przecież stać mnie na to. I też cię kocham. Nie będę na tobie oszczędzał. Chcę, żebyś miał wszystko, czego zapragniesz.
- Już wszystko mam. Od dwóch lat.
Uśmiechnął się i przytulił go mocniej.
- To jest dzisiaj o 20:00 . Mam nadzieję, że będziesz gotowy na czas.
- Oczywiście, że będę! Mam strój idealny na tę okazję. Aa! Właśnie! Zapomniałem o prezencie dla ciebie.
Pobiegł do sypialni i wyciągnął z szafki małe pudełko. Wręczył je ukochanemu i czekał na reakcję. Co prawda nie było to takie zajebiste, jak prezent od niego, ale oczekiwał chociażby kłamstwa, że mu się podoba. Sotaro otworzył pudełko i jego oczom ukazał się srebrny męski zegarek z diamentowymi elementami. Nie kosztował tak dużo jak bilety, bo Nao dopiero szukał pracy. Na razie był na utrzymaniu starszego. Ciemnowłosy wyjął delikatnie zegarek i obejrzał go dokładnie. Bardzo mu się podobał. Nie lubił za każdym razem wyjmować komórki z kieszeni. Założył go na nadgarstek i pocałował młodszego w usta - delikatnie i krótko. Uśmiechnął się.
- Dziękuje. Jest bardzo ładny. Mój stary zegarek nie tyka od jakiegoś roku i jest stary. Zawsze wiesz, czego mi trzeba.
- Mam dla ciebie jeszcze bardzo dobrą wiadomość. Pamiętasz jak jakiś czas temu byłem na rozmowie kwalifikacyjnej w wydawnictwie czasopisma o modzie? Wtedy mówili, że się nie nadaję, ale zadzwonili ostatnio i chcieliby mnie przyjąć. Zaczynam za dwa tygodnie.
- Tak krótko...? Szkoda... No ale cieszę się, że ci się udało.
- Ja też się cieszę. Która godzina?
- 17:00 - zerknął na NOWY zegarek.
- Już?! - zdziwił się - Ide naszykować sobie ubranie. I muszę się wykąpać! Przecież nie pójdę z taką szopą na głowie. Eh... Cholera jasna! - krzyknął, kiedy walnął palcami u stóp o kant łóżka. Na jednej nodze podskakiwał i w końcu zamknął się spanikowany w łazience. Sotaro obserwował go z rozbawieniem na twarzy. Zapowiadało się, że spędzi najbliższe 2 godziny przed telewizorem.  Tak jak podejrzewał zdążył obejrzeć cały jeden film i początek drugiego. Kiedy spojrzał na Nao, wiedział, że było warto. Rude włosy miał spięte a te, które wystawiły były skręcone. Czarna, błyszcząca marynarka, dopasowane spodnie, jasno zielona koszula pod spodem. Zaśmiał się dostrzegając jeden szczegół. Nawet w pantoflach na małym obcasie był niższy.
- Z czego się śmiejesz? Coś nie tak? Nie zdążę się przebrać!
- Nie, nie. Wszystko jest idealne. - ucałował go w czoło i poszedł założyć swój zwykły, czarny garnitur. Nie bardzo lubił zakładać okazjonalne stroje, ale teraz liczyło się szczęście Nao. Po chwili oboje byli już gotowi. Żadnym mercedesem dojechali na miejsce. W budynku zbierały się tłumy ludzi. Sotaro poprowadził Nao na ich miejsca. Nagle zgasły światła, a potem zostały skierowane tylko na wybieg. Rudy chciał piszczeć z ekscytacji, ale powstrzymał się. Wziął tylko starszego za rękę i zadowolony oglądał pokaz. Okazało się, że ubrania będą sprzedawane w sklepie w ich okolicy. Był bardzo szczęśliwy. Upatrzył sobie nawet kilka kompletów. Musi jak najszybciej zdobyć na nie pieniądze. Przecież nie może wszystkiego kupować za kasę Sotaro. Przed samym końcem ogłoszono, że jutro odbędzie się casting, ponieważ szukają modela. Nao nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Szybko poderwał się i zapisał na listę. Po drodze czuł na sobie lustrujące spojrzenia. Zignorował je jednak i uszczęśliwiony wrócił na miejsce. Sotaro obserwował go z wyraźnym zadowoleniem. Bardzo chciał, by młodszy spełnił swoje marzenie a teraz miał idealną okazję do tego. Z takim ciałem mógłby podbić świat. Był ładniejszy od niektórych modelek. Po pokazie Nao był już taki zmęczony, że o seksie nie było mowy. "Może jutro" - obiecał starszemu. Od razu przebrał się i poszedł do łóżka. Powinien się wyspać jeśli chce jutro dobrze wyglądać. Sotaro kilka minut później go przytulił i zasnęli.
Rano obudzili się całkowicie wypoczęci. Starszy postanowił wziąć sobie wolny dzień, by iść wspierać ukochanego. Nao szykował się prawie tak samo długo jak wczoraj. Dobrze, że casting zaczynał się po południu. Przed wyjściem zdążyli przekąsić jeszcze jakąś sałatkę. Nao podekscytowany wszedł do budynku, w którym zaczął spełniać swoje marzenia. Obserwował innych modeli i wiedział, że będzie ciężko, ale spodziewał się chociaż pochwały jego wyglądu i postawy. W końcu spece od modelingu wywołali jego imię. Trochę zdenerwowany wszedł na wybieg i przez chwilę czuł się jak prawdziwy model. Podszedł do niego światowej sławy projektant i poczuł jak serce mu staje. Czekał na tę chwilę bardzo długo.
- Zdejmij sweterek. - rozkazał.
Zrobił, co chciał i uśmiechnął się ciepło do ukochanego, który siedział za ławkami jurorów. Projektant zaczął mruczeć coś pod nosem. Notował coś w swoim zeszycie, potem zmierzył centymetrem jego pierś, pas i biodra. Potem stało się coś nieoczekiwanego.

piątek, 17 maja 2013

Głód miłości - rozdział 1


To moje pierwsze opowiadanie zamieszczane na blogu, więc bardzo proszę o wyrozumiałość. Mam nadzieję, że się spodoba. Pozdrawiam ^^

*******************************

Rozdział 1
Nao mieszka razem ze swoim chłopakiem Sotaro. Są ze sobą już prawie dwa lata. Wielkimi krokami zbliżała się ich rocznica. Nao nie mógł się doczekać. Postanowił wybrać się ze swoją przyjaciółką Mishą na zakupy podczas, gdy Sotaro był w pracy. Bardzo lubił robić niespodzianki swojemu seme. W sklepie z ubraniami nie mógł się na nic zdecydować. W końcu wybrał komplet z czarnymi lateksowymi leginsami i szarym swetrem z wydzierganym czerwonym sercem na piersi. Był trochę za duży, ale doskonale komponował się na szczupłym ciele chłopaka. Leginsy mocno przylegały do zgrabnych nóg. Jeśli teraz wyszedłby z przymierzalni, prawdopodobnie zostałby wzięty za dziewczynę. Nawet Sotaro na początku ich znajomości tak myślał. Poznali się w klubie dla homo. Nao miał wtedy dość wyzywający strój, który założył za namową przyjaciółki, oraz oczy zasłonięte grzywką, bo mimo wszystko jest bardzo nieśmiały. Do tej pory ma rude włosy sięgające mu do łopatek. W jego oczach można było się zatracić - tak właśnie było w przypadku Sotaro. Duże, ciemnobrązowe, długie rzęsy i ten błysk zagubienia, gdy zaproponował mu drinka. Teraz Nao jest prawie tak samo nieśmiały, zwłaszcza w sprawach łóżkowych. Kocha Sotaro najbardziej na świecie. Po zakupach ukeś miał bardzo dobry humor i zabiłby, gdyby ktoś próbował mu go zepsuć. Pożegnał się z Mishą i postanowił odwiedzić Sotaro w pracy. Udał się do jednej z  ekskluzywnych restauracji w mieście, której jego mężczyzna był kierownikiem. Nie zauważył go na sali, więc skierował się go jego prywatnego gabinetu. Nie lubił kontaktu z klientami i prawie cały czas zajmował się formalnościami, co jakiś czas doglądając pracę pracowników. Nao zapukał do drzwi i po otrzymaniu pozwolenia, wszedł do środka. Jego oczom ukazał się wysoki, starszy od niego o trzy lata 25-letni mężczyzna. Miał kruczoczarne krótkie włosy, ciemno zielone oczy i delikatny zarost, którego rano nie chciało mu się ogolić. Odrazu podszedł do Nao i mocno go ucałował na powitanie. Ne widział go może od jakiś pięciu godzin, a i tak bardzo sie stęsknił. Był od niego uzależniony. Bo jak tu nie kochać takiego słodziaka jak on? Kiedy Nao powoli tracił oddech, odsunął sie i spojrzał na niego z miłością.
- Spadłeś mi z nieba, słońce.
Zachichotał i uśmiechnął się do niego. Kto by pomyślał, że taka cicha, zamknięta kiedyś w sobie osóbka, potrafi być teraz tak otwarta uczuciowo? Sotaro uwielbiał to w swoim chłopaku.
- Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam? - zapytał i postawił torbę z ubraniami na podłodze.
- Oczywiście, że nie. Jesteś tu zawsze mile widziany. Napijesz się czegoś? A może jesteś głodny?
- Jeśli to nie sprawi kłopotu kucharzom, to może kurczaka z frytkami i herbatę.
- o to się nie martw. Przecież nie mogę pozwolić, by mój słodziak był głodny. - pogłaskał go delikatnie po policzku i złożył słodki pocałunek na ustach - Usiądź sobie. Zaraz przyjdę. - powiedział i poszedł po jedzenie.
Nao bardzo lubił jeść. Można powiedzieć, że wszystko. Wyjątek stanowiły podroby i brukselka. Nienawidził tego, więc kiedy Sotaro wciskał to w niego, robił "małą" awanturę. Po drugiej czarnowłosy miał już dość i postanowił go nie męczyć. Podczas przygotowywania posiłku, Nao wziął do ręki zeszyt z notatkami Sotaro i długopis i z uśmiechem zaczął poprawiać mu błędy. Był pod tym względem szczególnie wyczulony. Niecałe dziesięć minut później przed rudym stał już talerz z dużą porcją frytek i kawałkami kurczaka.
- Smacznego. - powiedział zielonooki odbierając mu swój notatnik. Widząc drobne poprawki, uśmiechnął się.
Nao zjadł wszystko w zastraszająco szybkim tempie. Potem wypił herbatę i westchnął czując jej mocny i słodki smak.
- Dziękuje. - sięgnął jeszcze do torby z zakupami i wyjął z niej pączka polanego dużą ilością lukru.
- Żarłok. - wytknął mu żartobliwie.
- No i dopfsze - odgryzł się z pełną buzią - O której będziesz w domu? - zapytał, gdy przełknął.
- Koło 11, może 12. Wieczorem mamy tu małe przyjęcie dla pracowników i nie wiem, jak długo się zejdzie. Nie czekaj na mnie jeśli będziesz zmęczony.
- Jeszcze sie zobaczy. - wstał i usiadł mu na kolanach za biurkiem. Wtulił się w niego i cicho zamruczał, gdy Sotaro pogłaskał go po głowie. Pocałowali się delikatnie, ale potem bardzo namiętnie. Nao jęknął mu w usta i oplótł rękami jego szyję. Wciągnął ze świstem powietrze i odsunął się, kiedy Sotaro zjechał ręką na jego krocze.
- Na pewno nie tutaj! - oburzył się - Jeszcze ci mało?! Dzisiaj rano ledwo wstałem z łóżka! - wyrzucił z siebie. Jak tylko zorientował się, co mówił, cały się zarumienił i jeszcze cicho powiedział - Chyba muszę już iść. Nie chcę ci sprawiać kłopotu. Porozmawiamy w domu. Na razie!
Szybko wyszedł zanim on zdołał się odezwać. Sotaro przez chwilę próbował ogarnąć, co się stało, a potem zaczął się głośno śmiać. To rzadkość widzieć tak zawstydzonego Nao.
Po powrocie rudy wziął się za sprzątanie. Do wieczora miał jeszcze trochę czasu. Później, nie mając co ze sobą zrobić, zaczął czytać jakieś romansidło, a potem oglądał TV. Niestety nie udało mu się dotrwać do powrotu ukochanego. Zasnął na kanapie, kiedy zaczęła się jakaś komedia. Sotaro, długo po północy, wszedł cicho do ich mieszkania. Zauważył Nao i rozczulił się. Wyglądał naprawdę uroczo. Pogłaskał go po policzku, na co mruknął coś niewyraźnie i przekręcił się. Wziął go  delikatnie na ręce i zaniósł do sypialni. Tam rozebrał go do bokserek i okrył kołdrą. Sam położył się obok i przycisnął młodszego do siebie. Kochał czuć te drobne ciałko przy sobie. Nao odruchowo się w niego wtulił. Rano rudego obudził go zapach śniadania i kawy dochodzący z kuchni. Przeciągnął się i ruszył w tamtym kierunku. Zastał Sotaro w pełni ubranego, przygotowującego naleśniki. Na palcach podszedł do niego i niespodziewani przytulił do pleców kochanka. Ten na chwilę oderwał się od wykonywanej czynności, ale dopiero wtedy, gdy miał pewność, że nic się nie przypali. Obrócił się i pocałował w czółko swojego kociaka.
- Dzień dobry. - szepnął mu do ucha - Jak się spało?
- .... dobry.... - powiedział ziewając - Dobrze. Dzięki. Co tam szykujesz?
- Nic wymyślnego. Naleśniki.
Zaciągnął się przyjemnym zapachem.
- I tak kocham, jak robisz mi śniadania. To miłe.
- Nic nie równa się z twoją kuchnią. Nawet moja restauracja.
- Nie przesadzaj. - przycisnął się mocniej do niego, lekko zarumieniony.
Usiedli razem do stołu i zjedli naleśniki. Na szczęście Sotaro przyniósł z restauracji polewę czekoladową. Nao ją uwielbiał. Po posiłku postanowili wybrać się na spacer. Nie daleko znajdował się bardzo duży park, w którym łatwo można się było zgubić. Całe szczęście obaj znali go jak własną kieszeń. Szli trzymając się za ręce. Rudy przez cały czas się uśmiechał. Nie mógł doczekać się jutra. Skoro Sotaro dziś jest taki miły, to co dopiero w rocznicę...Szkoda tylko, że będzie pracował... Na tę myśl Nao od razu posmutniał i przez dobre 10 minut milczał. Bardzo chciał z nim spędzić cały dzień, a przecież nie może tak często przeszkadzać mu w pracy. Z rozmyślań wyrwał go Sotaro ściskając trochę mocniej jego dłoń.
- Nao, coś się stało?
- Co...? Umm... Nic takiego. - wymusił uśmiech i przytulił się do jego ramienia - Chodźmy na plac zabaw. Posiedzimy sobie na huśtawkach.
- Dobrze. Tam sobie porozmawiamy. - nie zamierzał mu odpuszczać.
Kiedy dotarli na miejsce, Nao odrazu podbiegł do huśtawek, zajmując je, by jakieś dzieciaki ich nie wyprzedziły. W głębi duszy dalej był dzieckiem. Sotaro dołączył do niego.
- No to teraz mów. Przecież widzę, że coś jest nie tak. Nie oszukasz mnie. Za dobrze cię znam.
- Eh..No...No bo jutra jest nasza rocznica...
- Wiem. Pamiętam. Nie cieszysz się z tego powodu?
- Nie! To nie tak! Cieszę się, tylko będziesz pracował i nie spędzimy razem całego dnia.
Poklepał go pocieszająco po głowie i pociągnął na swoje kolana, wywołując tym natychmiastową reakcje jakiejś dziewczynki, która od razu zajęła huśtawkę.
- Będę w domu na obiad. Nie martw się. Za nim wstaniesz z łóżka, ja już będę koło ciebie.
Uśmiechnął się szeroko i mocno w niego wtulił.
- Kocham cię. - powiedział i napawał się tym cudownym ciepłem.
- Ja ciebie też. Chcesz iść na lody?
- Tak! - pocałował do w policzek i wstał.
Dziewczynka dziwnie na nich spojrzała, ale całkowicie to olali. Kupili sobie po trzy gałki. Nao oczywiście wszystkie czekoladowe, a Sotaro miętowe. Kierowali się powoli do domu. Po drodze zeszli jeszcze do kwiaciarni i Sotaro podarował rudemu bukiecik tulipanów. Nao zarumienił się i podziękował mu buziakiem w usta.
- Jesteś dziś zbyt rozrzutny,. Może i zarabiasz dużo, ale nie musisz mi kupować kwiatów.
- Jeśli taki drobiazg wywoła na uśmiech na twojej twarzy, będę ci je kupował codziennie.
Uśmiechnął się znowu i poszli do domu. Brązowooki wstawił wodę i wyjął sobie jabłko z lodówki. Sięgnął potem do szafki i w dużych kubkach przygotował herbatę. Doskonale wiedział, jaki gatunek lubi jego ukochany. Mocna, czarna z jedną łyżeczką cukru. Razem z jakimiś ciastkami zaniósł wszystko do salonu. Sotaro  tym czasie wstawił kwiaty do wazonu i zaczął skakać po kanałach. Widząc, że zaczyna się "Król Lew", postanowił zostawić. Wiedział, że Nao bardzo to lubił. Rudy usiadł obok niego i uśmiechnął się ciepło. Łzy podczas śmierci Mufasy były jednak nieuniknione. No tak. Sotaro mógł się tego spodziewać. Mocno przytulił szlochającego Nao. Wyłączył telewizor i resztę dnia spędzili na pocałunkach, czułych słówkach i rozmowach o wszystkim i o niczym. Czarnowłosy nie mógł się doczekać reakcji młodszego na swój prezent.