wtorek, 30 lipca 2013

Głód miłości - rozdział 4

Hejka! Mam dla Was czwarty rozdział. Z racji, że są wakacje, może będę częściej wrzucać notki. Dziękuje Anice za ostatni komentarz. Mam nadzieję, że nie zawiodę ^^
*****************************************************************************

Nao obudził się z lekkim bólem brzucha. W końcu z nerwów prawie nic nie jadł. Jego ukochany dalej spał, więc wyślizgnął się z łóżka i poszedł przygotować jakieś śniadanie. Sam napił się na razie tylko wody. Stwierdził, że zje coś po późniejszym biegu i ćwiczeniach. Teraz nie był głodny. Był tak pochłonięty myślami o diecie i innych zmartwieniach, że nie zauważył kochanka dopóki się nie odezwał.
- Co robisz? - usłyszał jego lekko głos. Stał seksownie oparty o framugę drzwi i ziewał.
- Śniadanie. Chcesz kawy? - zapytał, podchodząc szybko do niego i obdarowując buziakiem w policzek. Tamten uśmiechnął się.
- Chcę. - odpowiedział.
Nao dokończył robić jajecznicę i przygotował mocną kawę. Po chwili oboje siedzieli przy stole. Rudy obserwował swojego cudownego mężczyznę. Miał potargane włosy. Widać było, że dopiero co zwlekł się z łóżka.
- Dzwoniła twoja mama. - odezwał się starszy - Zaprasza nas na obiad, kiedy tylko znajdziemy czas.
- Naprawdę? To świetnie. - ucieszył się młodszy - Dawno jej nie widziałem.
I faktycznie. Ich ostatnie spotkanie był ze dwa miesiące temu. Nao zdawał sobie sprawę, że to kawał drogi i nie chciał dodatkowo odciągać Sotaro od restauracji. Poza tym paliwo kosztuje, a i tak był na utrzymaniu starszego. Głupio by się czuł prosząc go takie rzeczy.
Sotaro popijał gorący, gorzki napój i zastanawiam się, co tu zrobić z chłopakiem. Doskonale wiedział, że dalej się przejmował słowami projektanta. Bardzo chciał mu jakoś pomóc, ale nie miał pojęcia jak. Zjadł śniadanie i zaraz uświadomił sobie jedną rzecz. Zmarszczył brwi i spojrzał w oczy partnera.
- A ty nie jesz? - zapytał, bo nie widział przed chłopakiem talerza.
- Nie jestem głodny. - skłamał. Jego brzuch cicho zaburczał, ale nie na tyle głośno, by czarnowłosy to usłyszał.
- Dobra, ale potem coś zjedz. Nie chce, żebyś zrobił jakieś głupstwo przez to, że jakiś kretyn coś ci powiedział. Idę zaraz do restauracji. Wziąć ci coś na wynos?
- Nie, dziękuje. - od razu posmutniał.
Sotaro wstał i poszedł się ogarnąć. Dał ukochanemu słodkiego buziaka i pojechał. Musiał jakoś zdopingować kucharzy i dopilnować porządku na sali, bo jakiś krytyk ma im złożyć wizytę. Tyle stresu dla głupiego artykułu w gazecie. Eh...
Pomarańczowo włosy biegał po parku uprzednio robiąc w domu serię innych ćwiczeń. Przebrany w krótkie spodenki i obcisły t-shirt poruszał się truchtem po alejkach ulubionego miejsca w okolicy. W drodze włączył sobie mp3 i wsłuchiwał się w najlepsze kawałki 30 Seconds To Mars oraz Green Day ( ♥ ). Nie wiedział, ile czasu upłynęło od wyjścia z mieszkania. Mimo zmęczenia, dalej biegł. Zbliżał się do fontanny, kiedy jego kostkę przeszył niewyobrażalny ból i upadł na chodnik. Oczywiście pozdzierał sobie przy tym kolana. Jakaś młoda dziewczyna, widząc poszkodowanego chłopaka, pomogła mu usiąść na ławce w pobliżu. Miedzy czasie zalał się łzami. Podał kobiecie numer do Sotaro, ponieważ prosiła o jakiś kontakt z osobą, która mogłaby go zawieść na ostry dyżur do szpitala.
Zielonooki właśnie kończył rozmowę z krytykiem kulinarnym, który bardzo zachwalał jakość potraw i uprzejmość pracowników, kiedy zadzwoniła jego komórka. Był zaskoczony widząc zupełnie obcy mu numer. Mimo to odebrał.
- Halo?
- Dzień dobry. Nazywam się Haru Maji. Chodzi o Nao. Czy rozmawiam z panem Sotaro? - odezwał się uroczy kobiecy głosik.
- Tak. Co się stało? - zapytał zdezorientowany. Nie przypominał sobie, żeby znał jakąś znajomą ukochanego o takim imieniu.
- Biegał i chyba skręcił kostkę. Trzeba go zabrać do szpitala. Jest w parku przy fontannie. Mówi, że będzie pan wiedział, gdzie to jest.
Serce mu na moment stanęło. Nie zastanawiając się, szybko pożegnał się z personelem i pojechał we wskazane miejsce. Pobiegł odpowiednią alejką i zaraz zobaczył ukochanego w towarzystwie zapewne pani Maji. Zbliżył się do nich i klęknął przy Nao.
- Dziękuję pani bardzo za chwilową opiekę nad nim. Już sobie z nim poradzę.
- Nie ma za co. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia. - zwróciła się do rudego - Do widzenia.
Obaj się z nią pożegnali i jeszcze raz podziękowali. Nao mocno się krzywił. Cholernie bolała go opuchnięta już kostka. Sotaro westchnął z rezygnacją, wziął kochanka na ręce i zaniósł do auta.
- I co ja mam z tobą zrobić, ciamajdo? - zapytał zmartwiony i otarł łzy z jego policzków.
- Przepraszam. - mruknął chłopak.
- Nic się nie stało. Bardzo cię boli? Już jedziemy do szpitala.
- Boli.
Chwilę potem byli już w pobliskim szpitalu. Pomógł mu wysiąść i szybko zabrał na ostry dyżur. Zaklął pod nosem, kiedy lekarz potwierdził ich przypuszczenia. Bez gipsu się nie obyło. Było mu bardzo żal kochanka. Sotaro zastanawiał się, czy wziąć wolne i się nim zaopiekować, ale zrezygnował, ponieważ jego ukochany był już dużym chłopcem i poradzi sobie kilka godzin bez niego w domu. Po jakimś czasie byli już w mieszkaniu. Nao leżał na łóżku ze skrzywioną miną. Siedział obok niego i głaskał delikatnie po głowie. Rudemu chciało się spać. Zmęczony był dzisiejszymi wydarzeniami.
- Zostaniesz ze mną, czy musisz wracać do pracy? - zapytał wtulając się w niego. Szukał ukojenia i znalazł.
- Zostanę. Masz na coś ochotę? Podać ci coś?
- Ymm... Nie. Zdrzemnę się trochę. - zasnął prawie natychmiastowo. Sotaro uśmiechnął się. Chwile jeszcze leżał obok, ale zaraz poszedł do salonu i włączył sobie telewizor. Akurat zaczynał się jakiś program muzyczny, który z chęcią zaczął oglądać. Roześmiał się, kiedy jeden z jego ulubionych wokalistów zaczął się wygłupiać przed publiką. Zawsze lubił, gdy ktoś sławny coś odwalał, żeby wywołać uśmiech fanów. Po jakiejś godzinie wyłączył ten pochłaniacz czasu i wziął się za przygotowywanie czegoś do jedzenia. Już miał iść do sypialni obudzić młodego, kiedy zawibrował mu telefon. Z cichym westchnieniem przeczytał wiadomość, w której szef kuchni prosi aby przyjechał, bo zostawił jakieś papiery, które miały być podpisanie na jutrzejszy ranek. No cóż... Mus to mus. Obudził chłopaka, poinformował go o kolacji i wyszedł. Im szybciej tam pojedzie i to ogarnie tym szybciej będzie będzie w domu.
Nao jakoś nie uśmiechało się to, że tamten tak nagle musi wyjść. Wstał z zamiarem pójścia do kuchni i zjedzenia pysznych kanapek z nutellą. Doczłapał się jakoś o kuli i zjadł jedną. Zaraz zrobiło mu się niedobrze. Szybko podszedł do zlewu i zwymiotował. No tak... Nie był przyzwyczajony do tego, że nic nie jadł i po dłuższym  czasie dopiero coś tknął. Trudno... I tak już nie powinien jeść. Było trochę późno i dalej czuł się śpiący. Opłukał zlew i usta i wrócił do łóżka. Po drodze zahaczył jeszcze o łazienkę i wziął prysznic uważając na kostkę. Jakoś sobie poradził i padł błogo na miękką poduszkę.
Po jakiś dwóch godzinach do sypialni wszedł Sotaro. Zmartwił się, gdy zauważył, że ledwo tknął kolacje. Pogłaskał go po głowie i okrył dokładnie kołdrą by nie zmarzł. Poszedł się wykąpać,  potem ułożył się wygodnie obok rudego. Leżał tak przez chwilę przyglądając mu się uważnie, ale zaraz sam zasnął.

2 komentarze:

  1. Super rozdział.
    Uhhh... Naprawdę nartwie się o zdrowie Nao. Jeżeli tak dalej pójdzie... Nie chcę nawet o tym myśleć.
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń