Hejka! Mam dla Was czwarty rozdział. Z racji, że są wakacje, może będę częściej wrzucać notki. Dziękuje Anice za ostatni komentarz. Mam nadzieję, że nie zawiodę ^^
*****************************************************************************
Nao obudził się z lekkim bólem brzucha. W końcu z nerwów prawie nic nie jadł. Jego ukochany dalej spał, więc wyślizgnął się z łóżka i poszedł przygotować jakieś śniadanie. Sam napił się na razie tylko wody. Stwierdził, że zje coś po późniejszym biegu i ćwiczeniach. Teraz nie był głodny. Był tak pochłonięty myślami o diecie i innych zmartwieniach, że nie zauważył kochanka dopóki się nie odezwał.
- Co robisz? - usłyszał jego lekko głos. Stał seksownie oparty o framugę drzwi i ziewał.
- Śniadanie. Chcesz kawy? - zapytał, podchodząc szybko do niego i obdarowując buziakiem w policzek. Tamten uśmiechnął się.
- Chcę. - odpowiedział.
Nao dokończył robić jajecznicę i przygotował mocną kawę. Po chwili oboje siedzieli przy stole. Rudy obserwował swojego cudownego mężczyznę. Miał potargane włosy. Widać było, że dopiero co zwlekł się z łóżka.
- Dzwoniła twoja mama. - odezwał się starszy - Zaprasza nas na obiad, kiedy tylko znajdziemy czas.
- Naprawdę? To świetnie. - ucieszył się młodszy - Dawno jej nie widziałem.
I faktycznie. Ich ostatnie spotkanie był ze dwa miesiące temu. Nao zdawał sobie sprawę, że to kawał drogi i nie chciał dodatkowo odciągać Sotaro od restauracji. Poza tym paliwo kosztuje, a i tak był na utrzymaniu starszego. Głupio by się czuł prosząc go takie rzeczy.
Sotaro popijał gorący, gorzki napój i zastanawiam się, co tu zrobić z chłopakiem. Doskonale wiedział, że dalej się przejmował słowami projektanta. Bardzo chciał mu jakoś pomóc, ale nie miał pojęcia jak. Zjadł śniadanie i zaraz uświadomił sobie jedną rzecz. Zmarszczył brwi i spojrzał w oczy partnera.
- A ty nie jesz? - zapytał, bo nie widział przed chłopakiem talerza.
- Nie jestem głodny. - skłamał. Jego brzuch cicho zaburczał, ale nie na tyle głośno, by czarnowłosy to usłyszał.
- Dobra, ale potem coś zjedz. Nie chce, żebyś zrobił jakieś głupstwo przez to, że jakiś kretyn coś ci powiedział. Idę zaraz do restauracji. Wziąć ci coś na wynos?
- Nie, dziękuje. - od razu posmutniał.
Sotaro wstał i poszedł się ogarnąć. Dał ukochanemu słodkiego buziaka i pojechał. Musiał jakoś zdopingować kucharzy i dopilnować porządku na sali, bo jakiś krytyk ma im złożyć wizytę. Tyle stresu dla głupiego artykułu w gazecie. Eh...
Pomarańczowo włosy biegał po parku uprzednio robiąc w domu serię innych ćwiczeń. Przebrany w krótkie spodenki i obcisły t-shirt poruszał się truchtem po alejkach ulubionego miejsca w okolicy. W drodze włączył sobie mp3 i wsłuchiwał się w najlepsze kawałki 30 Seconds To Mars oraz Green Day ( ♥ ). Nie wiedział, ile czasu upłynęło od wyjścia z mieszkania. Mimo zmęczenia, dalej biegł. Zbliżał się do fontanny, kiedy jego kostkę przeszył niewyobrażalny ból i upadł na chodnik. Oczywiście pozdzierał sobie przy tym kolana. Jakaś młoda dziewczyna, widząc poszkodowanego chłopaka, pomogła mu usiąść na ławce w pobliżu. Miedzy czasie zalał się łzami. Podał kobiecie numer do Sotaro, ponieważ prosiła o jakiś kontakt z osobą, która mogłaby go zawieść na ostry dyżur do szpitala.
Zielonooki właśnie kończył rozmowę z krytykiem kulinarnym, który bardzo zachwalał jakość potraw i uprzejmość pracowników, kiedy zadzwoniła jego komórka. Był zaskoczony widząc zupełnie obcy mu numer. Mimo to odebrał.
- Halo?
- Dzień dobry. Nazywam się Haru Maji. Chodzi o Nao. Czy rozmawiam z panem Sotaro? - odezwał się uroczy kobiecy głosik.
- Tak. Co się stało? - zapytał zdezorientowany. Nie przypominał sobie, żeby znał jakąś znajomą ukochanego o takim imieniu.
- Biegał i chyba skręcił kostkę. Trzeba go zabrać do szpitala. Jest w parku przy fontannie. Mówi, że będzie pan wiedział, gdzie to jest.
Serce mu na moment stanęło. Nie zastanawiając się, szybko pożegnał się z personelem i pojechał we wskazane miejsce. Pobiegł odpowiednią alejką i zaraz zobaczył ukochanego w towarzystwie zapewne pani Maji. Zbliżył się do nich i klęknął przy Nao.
- Dziękuję pani bardzo za chwilową opiekę nad nim. Już sobie z nim poradzę.
- Nie ma za co. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia. - zwróciła się do rudego - Do widzenia.
Obaj się z nią pożegnali i jeszcze raz podziękowali. Nao mocno się krzywił. Cholernie bolała go opuchnięta już kostka. Sotaro westchnął z rezygnacją, wziął kochanka na ręce i zaniósł do auta.
- I co ja mam z tobą zrobić, ciamajdo? - zapytał zmartwiony i otarł łzy z jego policzków.
- Przepraszam. - mruknął chłopak.
- Nic się nie stało. Bardzo cię boli? Już jedziemy do szpitala.
- Boli.
Chwilę potem byli już w pobliskim szpitalu. Pomógł mu wysiąść i szybko zabrał na ostry dyżur. Zaklął pod nosem, kiedy lekarz potwierdził ich przypuszczenia. Bez gipsu się nie obyło. Było mu bardzo żal kochanka. Sotaro zastanawiał się, czy wziąć wolne i się nim zaopiekować, ale zrezygnował, ponieważ jego ukochany był już dużym chłopcem i poradzi sobie kilka godzin bez niego w domu. Po jakimś czasie byli już w mieszkaniu. Nao leżał na łóżku ze skrzywioną miną. Siedział obok niego i głaskał delikatnie po głowie. Rudemu chciało się spać. Zmęczony był dzisiejszymi wydarzeniami.
- Zostaniesz ze mną, czy musisz wracać do pracy? - zapytał wtulając się w niego. Szukał ukojenia i znalazł.
- Zostanę. Masz na coś ochotę? Podać ci coś?
- Ymm... Nie. Zdrzemnę się trochę. - zasnął prawie natychmiastowo. Sotaro uśmiechnął się. Chwile jeszcze leżał obok, ale zaraz poszedł do salonu i włączył sobie telewizor. Akurat zaczynał się jakiś program muzyczny, który z chęcią zaczął oglądać. Roześmiał się, kiedy jeden z jego ulubionych wokalistów zaczął się wygłupiać przed publiką. Zawsze lubił, gdy ktoś sławny coś odwalał, żeby wywołać uśmiech fanów. Po jakiejś godzinie wyłączył ten pochłaniacz czasu i wziął się za przygotowywanie czegoś do jedzenia. Już miał iść do sypialni obudzić młodego, kiedy zawibrował mu telefon. Z cichym westchnieniem przeczytał wiadomość, w której szef kuchni prosi aby przyjechał, bo zostawił jakieś papiery, które miały być podpisanie na jutrzejszy ranek. No cóż... Mus to mus. Obudził chłopaka, poinformował go o kolacji i wyszedł. Im szybciej tam pojedzie i to ogarnie tym szybciej będzie będzie w domu.
Nao jakoś nie uśmiechało się to, że tamten tak nagle musi wyjść. Wstał z zamiarem pójścia do kuchni i zjedzenia pysznych kanapek z nutellą. Doczłapał się jakoś o kuli i zjadł jedną. Zaraz zrobiło mu się niedobrze. Szybko podszedł do zlewu i zwymiotował. No tak... Nie był przyzwyczajony do tego, że nic nie jadł i po dłuższym czasie dopiero coś tknął. Trudno... I tak już nie powinien jeść. Było trochę późno i dalej czuł się śpiący. Opłukał zlew i usta i wrócił do łóżka. Po drodze zahaczył jeszcze o łazienkę i wziął prysznic uważając na kostkę. Jakoś sobie poradził i padł błogo na miękką poduszkę.
Po jakiś dwóch godzinach do sypialni wszedł Sotaro. Zmartwił się, gdy zauważył, że ledwo tknął kolacje. Pogłaskał go po głowie i okrył dokładnie kołdrą by nie zmarzł. Poszedł się wykąpać, potem ułożył się wygodnie obok rudego. Leżał tak przez chwilę przyglądając mu się uważnie, ale zaraz sam zasnął.
Super rozdział.
OdpowiedzUsuńUhhh... Naprawdę nartwie się o zdrowie Nao. Jeżeli tak dalej pójdzie... Nie chcę nawet o tym myśleć.
Pozdrawiam i życzę weny.
PS. Widzę, że słuchasz 30STM <3
Usuń