piątek, 30 maja 2014

UWAGA !!!

Blog zostaje zawieszony. Nie mam czasu pisać, brakuje mi pomysłów, a nic nie będę robić na siłę, bo nic z tego nie wyjdzie. Dziękuję za odwiedzanie i czytanie moich wypocin oraz za komentarze pozytywne i krytyki, których potrzebowałam do rozwoju umiejętności. Może kiedyś wrócę :)

piątek, 28 marca 2014

Anioł - 2

No dobra. O czym on pieprzył?! To jakiś wariat? Niby kim miałem być? Wstałem, przeprosiłem i szybko wyszedłem. Zamknąłem drzwi od swojego mieszkania i usiadłem na starym fotelu. Czułem się dziwnie. Ten facet teraz mnie trochę przerażał. A najgorsze było chyba to, że zawsze czułem się nie na miejscu. Jakbym  nie pasował do otoczenia.
- Powtórzę. Nie wiesz kim jesteś? - usłyszałem za sobą. Pisnąłem i poderwałem się. Bałem się. Nie, inaczej. Byłem cholernie przerażony. Skąd on się tu wziął? Jak?
- Zostaw, mnie,  wariacie! Jesteś nienormalny! Wynoś się stąd! - krzyknąłem odsuwając się jak najdalej. On chyba nie miał zamiaru mnie słuchać. Usiadł na drugim fotelu. Pokazał mi ten obok, bym również usiadł. Niechętnie to zrobiłem, ale byłem czujny.
- Pokaż mi swoją pierś.
- Co? Żartujesz sobie?!
- Masz tam bliznę, prawda? - zapytał, a mnie zamurowało.
- S-skąd wiesz?
- Wśród nas krążyła legenda o potomku księżnej, który w dniu twojego ślubu został zaatakowany przez demony. Niektórzy mówili, że martwego zabrali cię do Miasta Demonów, natomiast inni, że spadłeś z Miasta Aniołów na ziemię tracąc wszelkie wspomnienia.
Słuchałem go i część tego, co mówił by się zgadzała. Tylko jak ja miałem to uwierzyć? Przecież to coś nieprawdopodobnego! On sobie ze mnie żartuje!
- Hehehehe, jesteś nienormalny. Wyjdź, albo zadzwonię na policje.
- Matka cię szuka. Wciąż wierzy, że żyjesz. Ona to cały czas czuła. Musisz wrócić.
- Daj mi spokój! Nie mam pojęcia, o czym do mnie mówisz!
- Przypomnisz sobie.
- Nie! Wynoś się!
Face! był wyraźnie zasmucony, ale co miałem zrobić? To jakieś szaleństwo. Odruchowo objąłem się rękami, bo tak jakoś bardziej czułem bliznę na piersi.
- Jesteś aniołem. Tak samo jak ja i wiele innych istot. Musisz wrócić. Niekoniecznie teraz ,ale już niedługo.
- Nie słyszysz co mówię? Wynocha!
Zniknął. Tak po prostu rozpłynął się w powietrzu. Chyba zaczynałem wariować. A może się nie obudziłem? Żeby to sprawdzić, przygrzmociłem pięścią w ścianę i zaraz wstrząsnąłem z bólu. No dobra. Byłem nienormalny. Miałem zwidy, słyszałem głosy, a mój nowy sąsiad nie istniał. Poszedłem do kuchni i napiłem się zimnej kranówy.
~ Synu, tak się ciesze, że żyjesz. - usłyszałem płaczliwy głos kobiety w mojej głowie. Spanikowany zacząłem rozglądać się dookoła, ale nikogo tu nie było.
- Wariuję, jestem psychiczny... - mówiłem do siebie
~ Pomożemy ci odzyskać, ale musisz wrócić do domu. - kontynuowała kobieta.
Złapałem się za głowę i krzyczałem, by dali mi spokój. Nie rozumiałem tej całej sytuacji. To było jakieś szaleństwo. Sekundę później znalazłem się w objęciach sąsiada. Trochę się wyrywałem, ale poczułem się bezpieczniej, gdy mnie tak trzymał. Chyba byłem kretynem, bo mu wierzyłem. Innego wyjaśnienia na to nie było. Byłem jakimś tam aniołem ze skasowaną pamięcią. To tłumaczy, dlaczego przed obudzeniem się w parku w głowie miałem pustkę. Nie ogarniałem tylko tamtego snu. Dlaczego tamta kobieta się śmiała i co to w ogóle miało znaczyć? 
- Wszystkiego się dowiesz. - powiedział czarnowłosy, jakby odpowiadał na moje myśli. Gładził mnie po włosach, pozwalając mi odczuć trochę bezpieczeństwa. -  Już lepiej? - zapytał - Przepraszam, musiałem poinformować twoją matkę. Dla zachowania chociaż odrobiny normalności tej sytuacji, musiałem się dowiedzieć pewnej podstawowej rzeczy.
- Jak ty się w ogóle nazywasz?
- Adrian, a ty? Jakie jest twoje ludzkie imię?
- Mam jakieś nieludzkie? - zdziwiłem się.
- Tak. - odparł spokojnie - W naszym świecie nazywam się Christian.
- Serio? Zawsze podobało mi się to imię i nie wiedziałem, dlaczego. Jestem Oscar.
W pewnym momencie zacząłem się śmiać. Nie mogłem uwierzyć, że prowadziłem tak idiotyczną rozmowę. To wszystko wydawało się takie absurdalne.
- Oskar? Bardzo dobrze. Ważne, że mi wierzysz. Może nie chcesz, ale podświadomie wiesz, że to prawda. Nie walcz z tym. Wszystko ci wyjaśnię.
Kiedt się uspokoiłem, Adrian zaczął mi stopniowo opowiadać. Z chwili na chwilę przypominałem sobie niektóre rzeczy. Dowiedziałem się, że mój ojciec zginął z rąk demonów, a matka przyjęła jego obowiązki do czasu uzyskania przeze mnie pełnoletności. Gdy to nastąpiło i miałem poślubić "miłość mojego życia", pałac zaatakowali ludzie z piekła próbując pozbawić mnie władzy. Zadano mi wtedy, według świadków, śmiertelny cios. Mojego ciała nie znaleziono po tym, jak demony mnie zabrały. Z tego, co zrozumiałem, później nigdy nie będę miał skrzydeł, co mieszkańcy mogli traktować jako wynaturzenie. W tej sprawie nawet największa magia by nie pomogła. Po jakimś czasie, gdy rozmowa ciągnęła się dalej i zeszło na istoty nadnaturalne, miałem chwilowo dość.
- Stop. Wystarczy.
Spojrzał na mnie dziwnie, jakby wkurzony, że mu przerwałem. Chyba jednak to zignorował i westchnął cierpiętniczo.
- No dobrze. Porozmawiamy jutro. Śpij dobrze.
Anioł wstał i wyszedł jak człowiek z mojego mieszkania. Odetchnąłem, kiedy nie zasypywała mnie już masa informacji. Postanowiłem coś zjeść, wziąć chłodny prysznic i położyć się spać. Ten dzień był pełen wrażeń i czułem się potwornie zmęczony. Zrobiłem, co chciałem i zasnąłem, kiedy tylko mnie gruba, ciepła kołdra.
W pewnym momencie otworzyłem oczy. Był środek nocy. Obudziło mnie jakieś dziwne przeczycie. Chciałem się podnieść i opłukać twarz zimną wodą, ale nie mogłem się ruszyć. Tak jakbym stracił panowanie nad całym ciałem. Kątem oka zaobserwowałem jakiś ruch obok mnie. Wystraszyłem się, bo przecież byłem w mieszkanie sam. Chciałem krzyczeć na Adriana, że nie bawią mnie jego głupie żarty, ale żaden dźwięk nie wydobył się z moich ust. Mogłem patrzeć tylko na sufit, który zaczął robić się czerwony. Po kilku sekundach szkarłatna kropla spadła na moje wargi i po zapachu ogarnąłem, że to krew. Postać obok mnie wysunęła się na przód. Rozpoznałem w niej kobietę z ostatniego snu. Tym razem była naga, cała we krwi i pozlepianych od niej włosach. Trzymała miecz, który dosłownie płonął niebieskim ogniem. Zbliżała się do mnie z szerokim, nie naturalnym uśmiechem, a ja dalej nie mogłem się ruszyć.
- Nie masz prawa żyć. - wysyczała dziewczyna, po czym zamachnęła się. Zdążyłem jedynie wstrzymać oddech. W chwili, gdy miecz znajdował się kilka milimetrów od mojego ciała, obudziłem się z krzykiem. Blizna paliła żywym ogniem. Zwinąłem się w kulkę i postanowiłem przeczekać. Zastanawiałem się, dlaczego akurat to mi się śni i czemu akurat teraz. Ból minął, a ja wkurzyłem się, że nawet we śnie nie mogłem odpocząć od tej sytuacji. To było jakieś chore.

czwartek, 9 stycznia 2014

Każdy zasługuje na szczęście

Był późny wieczór a ja dalej nie mogłem zasnąć. Przed oczami wciąż miałem roześmianą twarz chłopaka, którego kochałem ponad wszystko. Myśl o tym, że nie mogłem go mieć bolała i to bardzo. Ciężko mi było patrzeć na jego wybranka. No cóż... Mimo to cieszył się jego szczęściem. Kim bym był gdybym chciał to zniszczyć? Nigdy nie wyznałem mu swoich uczuć. Nie chciałem zaprzepaścić tych wszystkich lat przyjaźni. Robiłem dobrą minę do złej gry, ale czułem że coś jest nie tak. Chłopak się zmienił a ja nie byłem w stanie stwierdzić, co. Chyba czekała mnie poważna rozmowa z nim. Przestałem zaprzątać sobie już głowę zmartwieniami i zasnąłem.
Kolejne dni wcale nie wyglądały lepiej. Zauważyłem, że mój ukochany coraz rzadziej wychodzi z domu. Byliśmy sąsiadami a nasze domy dzielił tylko niski biały płotek. Nie widziałem go też w ogrodzie, w którym kochał przesiadywać gdy dopisywała pogoda a ostatnio takiej nie brakowało. W końcu nie wytrzymałem i pewnego wieczoru zapukał do jego drzwi. Miał tylko nadzieję, że jego partnera nie będzie. I nagle usłyszałem dźwięk tłukącego się szkła i jakieś krzyki. Potem doszedł do tego płacz nikogo innego tylko JEGO. W mgnieniu oka znalazłem się w salonie. Seiko leżał na podłodze. Był bez koszuli przez co doskonale widziałem jego siniaki. Obecny partner okładał go kablem. Tak bardzo płakał i piszczał. Zagotowało się we mnie. Szybko odciągnąłem od niego pijanego mężczyznę. Nie mogłem uwierzyć, że coś takiego działo się pod moim nosem i to już pewnie od dłuższego czasu. Facet był tak nawalony, że potknął się o własne nogi i runął na dywan. Chyba zasnął. Nie zastanawiając się dłużej, wziąłem chłopaczka na ręce. Gdzie niegdzie jego skóra była rozcięta i trochę krwawił. Delikatnie ułożyłem go na kanapie w swoim salonie. Serce mi pękało, kiedy słyszałem jego płacz. Wilgotną szmatką zmyłem z jego ciała krew, a potem starannie opatrzyłem rany. Było mi go tak żal. Głaskałem go uspokajająco po głowie i szeptałem, że wszystko jest już w porządku i jest bezpieczny. Po dłuższym czasie przestał płakać. Drżał tylko co chwilę. Nie odzywaliśmy się. Nie było potrzeby. Wiedziałem, że sam niedługo wszystko powie. Zrobiłem mu melisy, którą bez sprzeciwu wypił. Chciałem by położył się w mojej sypialni lub na rozkładanej kanapie w gabinecie, ale nim zdążyłem to zaproponować, Seiko już spał zwinięty w kulkę. Westchnąłem i okryłem go grubym kocem. Postanowiłem, że chłopak zamieszka ze mną. Nigdy nie pozwolę mu wrócić do tego psychopaty. Gdyby jeszcze blondynek miał swoje mieszkanie... ale sprzedał je, bo "miłość jego życia" zaproponowała mu wprowadzenie się. Cieszyłem się, że mieliśmy być sąsiadami. Żałowałem, że nie zareagowałem wcześniej. Gdybym tylko wiedział, co się tam działo, już dawno bym załatwił tego dupka. Kto by pomyślał, by wyżywać się na takim wspaniałym chłopaku. Chwilę jeszcze obserwowałem jego pogrążoną we śnie twarz i poszedłem sam się położyć spać. To był ciężki wieczór. Miałem nadzieję, że rano będzie w porządku.
Wściekłem się. Chyba pierwszy raz zdarzyło mi się wstać o tak wczesnej porze. Na zegarku dochodziła 8. No nic... Podniosłem się i zszedłem cicho do kuchni. Po drodze zerknąłem na skulonego na kanapie chłopca. Dlaczego jemu musiało się przytrafić takie nieszczęście? Był delikatny a mimo to znosił tego bydlaka. Całe szczęście nie pojawił się do tej pory. Szybko uwinąłem się ze śniadaniem i postawiłem talerz z górą kanapek na stole w salonie. Może i jedną z moich zasad był zakaz jedzenia posiłków poza kuchnią, ale dla niego zrobiłem wyjątek.
- Seiko, pobudka. Herbata ci stygnie.
- Nie śpię. - usłyszałem ten piękny melodyjne głosił a zaraz tonąłem w niebieskim oceanie gdy tylko uchylił powieki - Obudziłem się jakieś dwie godziny temu. - poinformował mnie zadziwiająco spokojnie.
- Mogłeś mnie obudzić.
- Nie chciałem sie narzucać. - mruknął i usiadł dalej okrywając swoje ciało kocem. Przypomniałem sobie, że jego koszulka trafiła do kosza, bo się już do wiecznego nie nadawała. Udałem sie do sypialni i zaraz wróciłem z moją czystą białą koszulą. Podałem mu ją.
- Załóż. Chyba że chcesz się najpierw wykąpać.
- Em... Chyba wezmę prysznic.
Obserwowałem jak Seiko wstawał z kanapy i ze spuszczoną głową zmierzał do łazienki.  Jak można skrzywdzić takiego wspaniałego chłopca?! W ciszy zjadłem swoją część kanapek i wypiłem herbatę. Ze zniecierpliwieniem czekałem aż Seiko wróci. Kiedy po dłuższym czasie chłopak wrócił do salonu. Z włosów kapała mu woda, miał na sobie moją koszule i bokserki. Wyglądał bardzo uroczo. Usiadł na kanapie obok mnie. Nie mogłem się powstrzymać i objąłem go delikatnie. Trochę się spiął ale zaraz rozluźnił i wtulił we mnie mocno jakby się bał ze zostanie sam.
- Wszystko będzie dobrze. - szepnąłem mu do ucha. - Nie dam cię skrzywdzić.
Zauważyłem, że blondynowi zbierało się na płacz, ale nie mogłem tego tematu teraz odpuścić. Kontynuowałem
- Jak długo to trwa?
Seiko skulił się i po dłuższej chwili odpowiedział
- Miesiąc.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?
- On zabronił. Mówił, że jak komuś powiem to weźmie mnie siłą i pobije bardziej. Ja się bałem. Nie mogłem... - zaniósł się szlochem i nie mógł mówić dalej. Szepnąłem mu jakieś uspokajające słówka . Było mi go tak bardzo żal. Chciałem, by miał jak najlepiej, ale teraz jedyne, co mogłem zrobić to trzymać go w swoich ramionach. Blondyn ucichł po kilkunastu minutach. Chyba był już zmęczony płaczem. Zacisnął swoją drobną piąstkę na mojej koszulce i szepnął:
- Nie zostawisz mnie, prawda?
- Nie zostawię. Nigdy.
Doskonale wiedziałem, że mówił to wszystko pod wpływem emocji. Uwolniłem się z jego uścisku i poszedłem do kuchni posprzątać po śniadaniu. Seiko został na kanapie obejmując kolana. Jego strach promieniował w całym domu. Zastanawiałem się, kiedy ten palant zapuka do moich drzwi. Cieszyłem się, że jeszcze tego nie zrobił. Nie trzeba było chłopakowi tyle stresu z samego rana. Wróciłem do niego z miseczką ciasteczek. To mu powinno poprawić humor. Blondyn szalał za słodyczami. Miał prawdziwego fioła na ich punkcie. Jego reakcja była natychmiastowa. Podniósł wyżej głowę, uśmiechnął się i zabłyszczały mu oczy. Dosłownie rzucił się na ciastka i od razu umazał się czekoladą. Kochałem patrzeć na niego takiego uradowanego. Seiko spojrzał na mnie i trochę się speszył. Roztrzepałem mu włosy na znak by się nie krępował i uśmiechnąłem się ciepło. Dłuższy czas nie gadaliśmy. Chłopak musiał w spokoju poukładać sobie wszystko w głowie. Postanowiłem zostawić go na trochę i ogarnąć w domu. Skoro miał ze mną mieszkać, nie chciałem by panował tu taki syf. Zrobiłem pranie, zmieniłem pościel, żeby miał jak spać na sofie w gabinecie, odkurzyłem i zrobiłem wiele innych rzeczy, których nie cierpię. Kiedy skończyłem, ogarnąłem, że Seiko nie ma w salonie. Trochę sie przestraszyłem i zacząłem go szukać po domu. Nie było go. Spanikowałem. Sprawdziłem nawet ogród. Nic. W końcu przyszło mi coś do głowy. Poszedłem na poddasze. Siedział w fotelu pochłonięty jakąś książką. Odetchnąłem z ulgą i kucnąłem przed nim. Chłopak wzdrygnął się. Pewnie nie spodziewał się, że tu zajrzę.
- Jak się czujesz? - zapytałem odsuwając książkę na bok, bo uciekał do niej wzrokiem.
- Lepiej. Dziękuje, że mnie zabrałeś.
- Nie ma za co. Cieszę się, że już wszystko z tobą w porządku.
Seiko odłożył książkę na bok i mocno mnie przytulił. Ta cudowna dla mnie chwila nie trwała długo. Usłyszałem dzwonek do drzwi i już wiedziałem, kogo zaraz zobaczę.
- Zostań tutaj, dobrze?
Blondyn skinął głową i skulił się w fotelu. Zaszedłem szybko na dół i otworzyłem drzwi. Moim oczom ukazał się wyraźnie wkurzony facet. Zataczał się , co znaczyło, że znowu jest pijany.
- Oddaj mi tą małą dziwię! Jest mój!
Zaśmiałem się kpiąco i odepchnąłem go, bo próbował dostać się do środka.
- Po moim trupie. Nie pozwolę ci go krzywdzić. 
- Już go przeruchałeś, co? I jak? Chętnie rozkłada nogi.
- Wynoś się i zostaw go w spokoju!
Zdenerwowany zamknąłem mu drzwi przed twarzą. Coś tam jeszcze krzyczał, ale nie zwróciłem na to uwagi. Może sobie tylko pomarzyć, że odzyska chłopaka. Nie miał prawa go tak traktować. Odwróciłem się i zobaczyłem Seiko siedzącego na schodach. Bacznie mnie obserwował.
- Już dobrze. Nic ci nie zrobi. -  powiedziałem, by przestał drżeć, a następnie mocno go przytuliłem.
Kolejne dni były dla blondyna trochę lepsze. Dalej wypłakiwał się w moje ramię, ale zdarzało się to coraz rzadziej. Na razie nie podejrzewałem żadnych kroków by zbliżyć się do niego w innych zamiarach niż przyjacielskich. Musiałem pozwolić, by przyzwyczaił się do zaistniałej sytuacji, co wychodziło mu coraz lepiej. Nie spodobała się chłopakowi moja decyzja o wspólnym mieszkaniu. Przez pół dnia marudził że znajdzie jakąś prace i wynajmie u kogoś pokój. Nie chciał mi się narzucać po tym wszystkim. Dla niego to może i litość lub poczucie obowiązku, ale dla mnie to zwykły odruch, chęć pomocy ukochanej osobie. Już zbyt wiele wycierpiał, by znowu ktoś z zewnątrz to zrobił. Wtedy naburmuszony zamknął się w moim gabinecie i nie wychodził przez dobre trzy godziny. Poza tą jedną kwestią było w porządku. Nawet ten palant przestał nas nachodzić. Seiko któregoś dnia wspomniał, że nazywa się Rei, ale jego imię jakoś mało mnie obchodziło. Niestety któregoś dnia ten pijak znów zapukał do moich drzwi. Udało mi się go wyprosić. Gdy sytuacja się powtórzyła, nie otwierałem. Tak było za każdym razem, gdy Rei się dobijał. Seiko chował się wtedy pod łóżkiem w mojej sypialni. Dalej żył w strachu, że pewnego dnia znów doświadczy tamtego bólu. Któregoś wieczoru, kiedy razem oglądaliśmy TV, poprosiłem, by usiadł mi na kolanach. Seiko mocno się zdziwił, ale zrobił jak chciałem. Ufnie wtulił głowę w moją szyję i tak siedzieliśmy przez dłuższy czas. Prawie w ogóle nie skupiałem się na filmie, który właśnie się zaczął. Całą moją uwagę zwróciłem na blond chłopaka. On...zasnął? Zaśmiałem się w duchu, zaniosłem go do gabinetu i ułożyłem na sofie. Potem poszedłem się ogarnąć i zasnąłem, gdy tylko dotknąłem głową poduszki.
Rano obudził mnie zapach śniadania. Trochę się zdziwiłem, bo to zakłócił mój codzienny rytuał. Zszedłem prosto do kuchni. Miałem na sobie tylko spodnie od dresu, więc blondyn miał doskonały widok na moje delikatne mięśnie. Spodobał mi się jego rumieniec, kiedy odwrócił się, by postawić talerz na stole.
-Cześć. Zrobiłem śniadanie.- powiedział nieśmiało chłopak.
-Cześć. Dziękuje.
Usiadłem obok niego przy stole i zabrałem się za jedzenie swojej porcji naleśników. Po posiłku wpadłem na pewien pomysł. Pozmywałem, ubrałem się i w salonie powiedziałem do Seiko
-Wychodzimy. Zbieraj się.
Chłopak spojrzał na mnie dziwnie, ale bez słowa założył buty i bluzę. Wsiedliśmy do mojego starego czarnego garbusa w chwili, gdy z sąsiedniego domu wyskoczył Rei. O dziwo nie plątał się teraz o swoje nogi. Z piskiem opon ruszyłem z podjazdu.
-Wracaj tu, dziwko!
Szybko odjechaliśmy zostawiając go daleko w tyle. Seiko skulił się trochę na siedzeniu, ale w tej chwili nie mogłem go przytulić. Jego oczy rozszerzyły się z ekscytacji, gdy dotarliśmy na miejsce. Ledwo zdążyłem wysiąść z auta, a on już rzucił mi się na szyję. Tak myślałem, że mu się spodoba. Mimo wieku blondyn dalej był dzieckiem, które kochałem rozpieszczać. Stanęliśmy w kolejce do kasy, zapłaciliśmy za cały dzień i po kilku sekundach znaleźliśmy się w parku rozrywki. Chłopak skakał, piszczał, biegał i obżerał się watą cukrową. Jego roześmiana twarz była w tym momencie czymś najpiękniejszym na świecie. Świetnie się bawiliśmy. Zaliczyłem z nim chyba wszystkie możliwe atrakcje. Bardzo podobał mi się nasz wspólny zjazd kolejką górską. Sam nie potrafiłem opanować krzyku pomieszanego ze śmiechem, kiedy zobaczyłem na jakiej wysokości jesteśmy. W domu strachów było wspaniale. Nie trzeba było wiele, by Seiko schował twarz w moim ramieniu. Wystarczył sztuczny pajączek na sznurku spadający mu na głowę. Na młocie za to ja najadłem się strachu, kiedy wysiadł prąd i przez jakieś pół minuty wisiałem głową w dół. Seiko wtedy wyrzucił ręce i śmiał się jak opętany. Na łódkach oboje wpadliśmy do wody, bo straciliśmy równowagę, kiedy zderzyliśmy się z barierką. Cieszyłem się, że to lato. W punkcie pierwszej pomocy dali nam ręczniki. Dziwnie chodziło się w mokrych ubraniach, ale słońce zrobiło swoje i już po kilku minutach byliśmy susi.
-Masato, zobacz!- krzyknął w pewnym momencie chłopak wskazując na półkę z maskotkami. Żeby wygrać którąś z nich trzeba było zestrzelić pięć poruszanych się kaczek. Westchnąłem i stanąłem z nim w kolejce. Nie musieliśmy długo czekać. Seiko bardzo się starał dobrze wycelować, ale wszystkie próby mu nie wyszły. Zlitowałem się nad nim i sam zagrałem. Wszystkie trafiłem. Właściciel butki pozwolił mi wybrać coś z górnej półki. Zauważyłem tam wielkiego, puchatego misia i oczywiście go wybrałem.
- Seiko, to dla ciebie.- powiedziałem podając mu pluszaka.
- Naprawdę? Dziękuję!
Rzucił mi się na szyje i pocałował w policzek. Był wyraźnie uradowany i muszę przyznać, że ja też. Kiedy zrobiło się ciemno i opuściliśmy już wesołe miasteczko, poszliśmy się przejść do parku. Gazowe latarnie pięknie oświetliły alejki, a w głębi słychać było szum wody z fontanny. Wziąłem blondyna za rękę. Dobrze, że zostawił miśka w samochodzie. Szliśmy powoli w stronę głównego placu. Fontanna pięknie błyszczała w świetle księżyca. Seiko wydawał się trochę niepewny, a ja nie bardzo wiedziałem dlaczego. Usiedliśmy na murku otaczającym zbiornik z wodą.
- Seiko...Muszę z tobą o czymś porozmawiać. Nie mam pojęcia jak na to zareagujesz, ale postanowiłem ci to powiedzieć.
Spojrzał mi w oczy czekając na ciąg dalszy. Wziąłem głęboki wdech i zacząłem:
- Słuchaj...Przyjaźnimy się od lat, ale musisz wiedzieć, że to nie była dla mnie zwykła znajomość. Jesteś dla mnie bardzo ważną osobą. Jestem gejem tak samo jak ty i kocham cię.
Seiko wyraźnie zamarł, ale nie odsunął się. Te kilka sekund były jak godziny. Po chwili blondyn wykrztusił:
- K...kochasz?
Skinąłem głową unikając jego spojrzenia. Bałem się zobaczyć w nich odrzucenie. Niespodziewanie przytulił się do mnie mocno i rozpłakał. Nie myśląc za wiele, objąłem go. Cieszyłem się, że wreszcie zrzuciłem z siebie ten ciężar, a Seiko..chyba zaakceptował to, bo zaraz poczułem jego usta na swoich. Jego wargi były miękkie, ciepłe i smakowały watą cukrową. Nie mogłem uwierzyć, że to się działo. Marzyłem o tym od lat, a teraz całowałem Seiko z wielkim uczuciem. Kiedy niechętnie oderwaliśmy się od siebie, chłopak powiedział
- Ja ciebie też kocham.
Moje serce w tym momencie zrobiło fikołka. Rozmawialiśmy przy fontannie do późna niczym się nie przejmując. Wspominaliśmy wspólnie dzieciństwo, odkrycie bycia gejem... W pewnym momencie Seiko ziewnął i postanowiłem wrócić z nim do domu. Oboje byliśmy szczęśliwi. Blondyn prawie cały czas się do mnie przytulał, co bardzo mi się podobało. Miałem nadzieję, że Seiko już zawsze będzie się tak uśmiechał. Mogłem na niego patrzeć godzinami. Był w końcu mój. Przyrzekłem sobie, że będę go bronił, opiekował się nim, rozpieszczał do końca życia. Miłość wyznawaliśmy sobie jeszcze kilka razy, kiedy nadeszła pora pójścia spać. Blondyn zniknął w łazience, a ja grzecznie czekałem na swoją kolej. Kiedy mój ukochany ogarnął się i ja też, położyłem się u siebie i czekałem. Myślałem, że to będzie oczywiste, że chce by ze mną spał. Powoli poczłapałem do gabinetu, gdzie znajdował się chłopak
- Seiko...będziesz spał ze mną?- zapytałem
 Spojrzał na mnie ledwo żywy i mruknął coś niewyraźnie, poczym opadły mu powieki. Chyba zasnął. W sumie nie dziwiłem mu się. To był naprawdę męczący dla niego dzień. Tyle wrażeń potrafiło człowiekowi dokopać. Westchnąłem i ułożyłem się obok niego. Przykryłem nas i przytuliłem chłopaka do siebie. Od razu się we mnie wtulił. Dość szybko zasnąłem.
No dobra. Przecież nic nie trwa wiecznie a zwłaszcza przyjemności. Między mną a chłopakiem układało się wspaniale. Szczerze to ciężko mi było w to uwierzyć. Dalej myślałem, że to wszystko to piękny sen i obudzę się w tym domu całkiem sam. Tak się jednak nie stało. Codziennie Seiko witał mnie całusem, co bardzo mnie radowało. Pomagaliśmy sobie nawzajem nie tylko w sprawach codziennych, ale również intymnych. A seks... Cóż... Chyba nie trzeba mówić, że był wspaniały. Blondyn trochę się mnie wstydził, ale szybko zaczął przejmować inicjatywę. Jak już wspomniałem, nic nie trwa wiecznie. Naszym największym problemem był były partner Seiko. Coraz częściej dobijał się do drzwi co starałem się ignorować. Nerwy puściły mi, kiedy przebił opony w moim aucie. Wszystkie cztery! Nie wiedziałem, że Rei będzie taki mściwy. Oczywiście zgłosiłem sprawę na policję, ale ci jak zwykle mieli wszystko w nosie. Blondyn znowu chodził przestraszony a ja starałem się jakoś podtrzymać go na duchu. Martwiłem się, że chłopak już zawsze będzie żył w strachu dopóki mieszkamy tak blisko Rei'a. Czułem, że niedługo coś jeszcze zakłóci nasze szczęście. I nie myliłem się. Podczas gdy pracowałem w gabinecie, Seiko wyszedł do spożywczego zrobić zakupy. Wszystko byłoby w porządku gdyby wrócił od razu, ale tak się nie stało. Nie było go już ponad godzinę, więc poszedłem go poszukać. Sprawdziłem dokładnie każdy krzak, który znajdował się w drodze do sklepu, ale nic nie znalazłem. Żadnego śladu obecności blondyna. Miałem ochotę krzyczeć z nerwów. Wracając zobaczyłem coś, co z całą pewnością należało do chłopaka. Zaniepokoiłem się jeszcze bardziej, bo zakrwawiona koszula, a raczej jej zdarty rękaw, leżał na podjeździe mojego szanownego sąsiada. Przestraszyłem się, bo mógł mu coś zrobić. Zacząłem walić do jego drzwi, ale nikt nie otwierał. To było w sumie do przewidzenia. Wyciągnąłem komórkę i zadzwoniłem na policję. Kiedy opowiedziałem mniej więcej o co chodzi, nie wykazali żadnej nie chęci. Mieli się zjawić jak najszybciej. Tylko że ja nie mogłem tak czekać zwłaszcza, że moich uszu dobiegł rozdzierający krzyk. Nie zastanawiając się dłużej, jednym kopnięciem otworzyłem drzwi. Z prędkością światła znalazłem się w salonie i dopadło mnie uczucie deja vu. Znowu ratowałem ukochanego z tego miejsca. Seiko leżał ledwo przytomny, cały we krwi na kiedyś białej kanapie. Rei nie miał dla niego żadnej litości. Przestał tylko na chwilę bo spostrzegł mnie.
- Przyszedłeś po swoją kurwę?! Dużo nie zostało, ale zabawić się jeszcze można!
Trzymał w ręku stłuczoną butelkę. Domyśliłem się, że wcześniej dotkliwie uderzył nią Seiko. Wystrzeliłem jak z procy i zacząłem okładać Rei'a. O dziwo był trzeźwy.
- Ty skurwielu! - krzyknąłem uderzając go pięścią w twarz. Miałem ochotę go zabić za to, co zrobił mojemu blondasowi. Takich jak on powinni zamykać. Szybko otrząsnął się po ciosie i sam zaatakował. Nie powiem, że wyszedłem z tej bijatyki bez szwanku. Gdyby nie interwencja policji pewnie byśmy się oboje pozabijali. Kiedy już wyprowadzili Rei'a z domu, dopadłem szybko do Seiko. Krew miał wszędzie! Cudem było, że jeszcze był przytomny.
- Seiko? Ej, mały. Już po wszystkim.
Chłopak tylko uśmiechnął się blado i stracił przytomność. Próbowałem go ocucić, ale nic z tego nie wyszło. Gdzieś z tyłu słyszałem jak któryś z funkcjonariuszy dzwoni na pogotowie. Cały czas trzymałem ukochanego za dłoń i rozpaczałem nad jego stanem. Mówiłem do niego, że wszystko będzie już dobrze i w końcu będziemy mieli spokój od tego szaleńca. Nie miałem pojęcia, ile czasu minęło nim znaleźliśmy się w szpitalu. Chłopaka od razu zabrano na salę operacyjną. Wydawało mi się że to trwało wieczność. Czekałem pod drzwiami i z nerwów miałem ochotę wyrywać sobie włosy z głowy. Nikt na chwilę obecną nie był wstanie powiedzieć mi w jak poważnym stanie był Seiko. Miałem tylko nadzieję, że będzie w porządku. W myślach nawet zacząłem się modlić choć nie robiłem tego od lat. Wręcz błagałem o zdrowie blondyna. Lampka sygnalizująca trwanie operacji zapaliła się na zielono. Koniec. W tym momencie moje serce prawie się zatrzymało. "Jak poszło?", chciałem zapytać wychodzącego lekarza, ale głos uwiązł mi w gardle. On chyba nie czekał na jakiekolwiek słowa z mojej strony, bo zaczął mówić:
- Wszystko poszło dobrze. Stan chłopaka jest stabilny. Ma złamane dwa żebra i nogę. Założyliśmy szwy na łuk brwiowy, które za jakiś czas zdejmiemy. Ma liczne skaleczenia i siniaki. Obudzi się za kilka godzin. Zaraz zostanie przewieziony do sali pooperacyjnej. Będzie pan mógł z nim zostać.
Odetchnąłem z ulga słysząc te wszystkie informacje. Powiedziałam doktorowi jakieś podziękowania i pognałem do sali, gdzie miał znajdować się chłopak. Wszedłem do pomieszczenia w momencie, gdy pielęgniarka podłączała go do urządzenia sprawdzającego pracę serca. Kobieta uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie i wyszła. Usiadłem obok łóżka i czekałem. Chyba zasnąłem, bo obudził mnie dotyk delikatnych dłoni blondyna. Uchyliłem powieki i zobaczyłem jego uszczęśliwioną twarz. Poderwałem się i przytuliłem go lekko, by nie sprawić mu bólu. Chciałem skakać z radości po całej sali. Odsunąłem się kawałek by cmoknąć go delikatnie w policzek.
- Jak sie czujesz? - zapytałem głaskając go po miękkich włosach.
- Już lepiej. - odparł. Głos miał trochę zachrypnięty, ale myślę, ze szklanka z wodą byłaby wstanie my pomóc.
- Poczekaj. Pójdę po coś do picia.
Już miałem wstać i popędzić do szpitalnego bufetu, gdy Seiko złapał mnie za rękę. Spojrzałem na niego a ten był wyraźnie przestraszony. Nagła zmiana jego nastroju trochę mnie zdziwiła, ale zaraz domyśliłem się, że chłopak dalej żył tamtym incydentem.
- Wszystko będzie dobrze. Rei tu nie przyjdzie. Został aresztowany.
- Serio? Całe szczęście.
Blondyn odetchnął z ulgą i puścił mnie. Stwierdziłem, ze pójdę po wodę później a teraz z nim porozmawiam. Powinien wiedzieć, co go czeka.
- Seiko... Musisz przygotować się na składanie zeznań w sądzie przeciwko Rei'owi.
- Co? Nie! Nie chce go więcej na oczy widzieć!
Zdenerwował się. To było zrozumiałe w obecnej sytuacji. Westchnąłem i wziąłem jego dłoń w swoją.
- Spróbuje porozmawiać z kimś, byś nie musiał uczestniczyć w rozprawie, ale policja musi spisać twoje zeznania. Ta karykatura człowieka powinna gnić w więzieniu za to, co ci zrobił. Wynajmę dobrego adwokata. Będzie dobrze.
- Masato?
- Hm...?
- Kocham cię.

Kiedy Seiko wrócił do domu, mógł tylko leżeć. Często kłócił się ze mną, że sam sobie zrobi jeść albo sam się wykąpie. Całe szczęście tylko na tym się skończyło, bo każda próba samodzielnego poruszania się, źle się dla niego kończyła. Wszystko podstawiałem mu pod nos. Trochę nie podobała mi się rola niańki, ale nie zamierzałem narzekać. Rozprawa odbyła się bez udziału Seiko. Niestety ja jako świadek musiałem tam być. Po powrocie z sądu wymusiłem smutny wyraz twarzy. Udało mi się tym nabrać blondyna, bo prawie się popłakał jak mnie zobaczył. Wtedy wykrzyknąłem, że wygraliśmy, a Rei'a przymknęli. Chyba pierwszy raz od dłuższego czasu Seiko się porządnie rozluźnił. W naszym życiu uczuciowym niczego nie brakowało. Oczywiście zdarzały nam się jakieś poważniejsze kłótnie, ale tak przecież było w każdym związku. Były one tylko dowodem na to, że potrafiliśmy przezwyciężyć przeciwności losu. Kiedy Seiko był już całkiem sprawny, zabierałem go na przeróżne wycieczki. Cieszyłem się, że daliśmy radę i byłem pewny, że osiągniemy sukcesy też w przyszłości.

niedziela, 29 grudnia 2013

Anioł - 1

Byłem wykończony. Po cholerę brałem nadgodziny i to w piątek?! Wyszedłem prędko z budynku wydawnictwa i skierowałem swoje kroki w stronę domu. Pogoda pogarszała się z minuty na minutę, a ja nie chciałem zmoknąć. Jeszcze mi tylko grypy brakowało do szczęścia. W pewnym momencie zawiał silny wiatr, który wyrwał mi z rąk kilka dokumentów. Znajdowałem się aktualnie w parku, co trochę ułatwiło mi robotę. Szybko pozbierałem arkusze i poszedłem dalej. 
- Proszę pana! - usłyszałem czyjś krzyk za sobą. Nie miałem pojęcia, czy to było do mnie, ale odwróciłem się. W moją stronę biegł wysoki mężczyzna w czarnej skórze. Miał kruczoczarne włosy i piękne szmaragdowe oczy. Lekki zarost pokrywał jego bladą skórę na brodzie. Był bardzo przystojny. Można powiedzieć ideał. Posłałem mu pytające spojrzenie. 
- To chyba pana. - powiedział wyciągając w moją stronę dwie kartki.  Zmarszczyłem brwi i szybko przeliczyłem to, co wcześniej pozbierałem. Miał rację. Brakowało mi dwóch arkuszy. Czyli to nie była tylko głupia gadka na podryw. Uspokojony z wdzięcznością wziąłem od niego dokumenty.
- Dziękuje bardzo. Zabiliby mnie gdybym to zgubi.
- Nie ma za co. Cieszę się, że mogłem pomóc. Nie wiedziałem, co jeszcze powiedzieć, więc odwróciłem się i poszedłem dalej. Całe szczęście udało mi się dotrzeć przed deszczem. Położyłem arkusze na biurku i postanowiłem wziąć prysznic przed kolacją. Ciepła woda była rajem dla mojego zmarzniętego ciała. Po kąpieli narzuciłem na siebie tylko bokserki i szlafrok. Wcześniej jednak popatrzyłem z niechęcią na swoją skórę na piersi. Była tam długa blizna. Wyglądało to jak przecięcie rozgrzanym do czerwoności mieczem. Nie miałem pojęcia skąd się wzięła. Kilka lat temu obudziłem się w parku. To ostatnie, co pamiętałem. O niczym, co było wcześniej nie miałem pojęcia. Nie chciałem iść z tym do lekarza. Jeszcze by mnie w psychiatryku zamknęli, a nie byłem świrem. Przez cały wieczór tułałem się wtedy po mieście próbując ogarnąć sytuację. Miałem wielkie szczęście spotykając na swojej drodze mężczyznę, który załatwił mi mieszkanie i pracę nie pytając o szczegóły. Do tej pory płaciłem u niego czynsz. 
Westchnąłem i przeczesałem dłonią swoje bardzo jasne blond włosy. Zrobiłem sobie sałatkę z fetą na kolację i położyłem się spać. To był męczący dzień. Miałem nadzieję, że jutro uda mi się trochę wypocząć. Szybko zasnąłem otulony w ciepłą kołdrę. 
Dźwięk wiertarki z za ściany obudził mnie około ósmej. Zdenerwowałem się, bo kto normalny robi coś takiego w sobotni poranek. Pospiesznie ubrałem się i zaraz zapukałem do drzwi sąsiada. Zatkało mnie trochę, kiedy otworzył je szmaragdowooki mężczyzna z parku. Ten jakby  nigdy nic uśmiechnął się promiennie. 
- Dzień dobry. - przywitał się - Wczoraj się wprowadziłem. Cieszę się, że będę miał  fajnego sąsiada. - paplał, choć nie miałem pojęcia, po co to mówił. "Fajnego"? Już ja mu pokażę. 
- Tia. Dobry. Mógłby pan nie zrywać ludzi z łóżek tak wcześnie? - zapytałem zadziwiająco grzecznie. 
- Obudziłem? - zmartwił się wyraźnie - Przepraszam, ale chcę jak najszybciej się tu urządzić.
- Niestety. Proszę liczyć się z tym, że sam pan tu nie mieszka. Do widzenia. - powiedziałem chłodno. Już miałem wrócić do siebie i jeszcze się przespać, ale zatrzymał mnie. 
- Pan poczeka! Może w ramach przeprosin zaproszę pana na dobre śniadanie i kawę? - zaproponował, a ja chwilę rozważałem to. W sumie chyba nie było w tym nic złego. Ja skorzystam, a ten będzie miał satysfakcję. 
- Zgoda. - odpowiedziałem, a ten z uśmiechem zaprosił mnie do środka.
Salon był w kompletnej rozsypce. Wszędzie walały się narzędzia, pędzle, farby... Nie było tu jeszcze mebli. Poprowadził mnie do kuchni, która była już w całości urządzona. Usiadłem na wskazanym krześle przy masywnym stole z ciemnego drewna. Szafki były z tego samego materiału, a lodówka i inne sprzęty ze srebrnego metalu. Stwierdziłem, że wartość tego wszystkiego znacznie przekraczała moją dwumiesięczną wypłatę. Przyglądałem się jak mężczyzna kręci się w kółko i wyjmował na blat potrzebne rzeczy. Kilka minut później postawił przede mną talerz z pięknie pachnącym bekonem, jajkami i sałatką z pomidorów oraz duży kubek czarnej kawy.
- Smacznego. - powiedział i usiadł naprzeciwko mnie ze swoją porcją.
 Ze smakiem zjadłem śniadanie i wypiłem uzależniający gorący napój. No dobra. Facet wiedział jak zdobyć moje uznanie. Miałem słabość do dobrego jedzenia i KAWY. Po skończonym posiłku podziękowałem i zastanawiałem się, co robić. Wyjść, czy czekać aż mnie wyprosi? Eh... Jak ja nie lubię takich niezręcznych sytuacji. Westchnąłem i wstałem.
- Nie będę przeszkadzał. Pójdę już do siebie. Jeszcze raz dziękuję za śniadanie. 
- Nie ma za co. Nie musi pan wychodzić tak szybko. Lubię posiedzieć w miłym towarzystwie
- Przepraszam, ale mam dużo pracy. - skłamałem - Do widzenia. 
Szybko wyszedłem i wróciłem do siebie. Od razu położyłem się na łóżku i próbowałem jeszcze zasnąć. Bo co innego miałem robić w wolny dzień? Dość łatwo mi to przyszło. Z początku była tylko ciemność, ale potem usłyszałem kobiecy, szyderczy śmiech. Nagle w czerni zobaczyłem ją. Była sukni ślubnej całej we krwi. Zbliżała się do mnie, a ja nie mogłem się ruszyć. Chwilę później mogłem z łatwością zidentyfikować osobę na rękach kobiety. To byłem ja. Miałem wielką ranę na klatce piersiowej, z której ciekła krew. Jedno zastanawiało mnie jeszcze bardziej. Dlaczego ja miałem skrzydła?! Kobieta znów zachichotała. Przyjrzałem się jej uważnie. Miała złociste włosy oraz duże niebieskie oczy. Płakała i śmiała się. Mocno tuliła do siebie ciało. To jakiś obłęd! Spojrzałam na swoją twarz. Prawie czarne oczy wpatrywały się we mnie, a usta były wykrzywione w złowieszczym uśmiechu. Z krzykiem się obudziłem. To było przerażające. Próbowałem zrozumieć, co się tam działo, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Poszedłem wziąć zimny prysznic. Kiedy stanąłem pod strumieniem wody, poczułem jak razem z nią spływają ze mnie tamte emocje. Ten sen chyba jeszcze bardziej mnie zmęczył. Później zrobiłem sobie kawę i usiadłam nad papierami. Musiałem wysłać kilka maili do innych wydawnictw, hurtowni, księgarni, a żeby to zrobić, musiałem przejrzeć dokładnie wszystkie dokumenty. Cała robota zajęła mi jakieś trzy godziny. Zrobiłem się trochę głody, więc dojadłem wczorajszą sałatkę. Nie chciało mi się gotować. Nie było sensu, skoro mieszkałem sam. Mój spokój zakłóciło pukanie do drzwi. Z wielką niechęcią otworzyłem je. Doskonale wiedziałem, kto to mógł być i nie podobało mi się to. Lubiłem być sam.
- Przepraszam, że przeszkadza, - powiedział sąsiad - ale czy mógłby mi pan pomóc przy wnoszeniu mebli?
- Em... Tak. Chwileczkę. Tylko założę buty.
Szczerze nie miałem ochoty tego robić, ale głupio było odmówić, skoro facet był taki miły. Zszedłem na dół i pomogłem mu wtaszczyć na górę kartony, a potem razem wnieśliśmy telewizor i kanapę. Trochę dużo było tego wszystkiego, ale miałem chociaż jakieś zajęcie. Poskładałem dwie szafki na książki, podczas gdy on męczył się z dużą szafą na ubrania w sypialni. Zajęło to trochę czasu, ale było warto. Efekt końcowy wywarł na mnie olbrzymie wrażenie. Na futrzastym beżowym dywanie stała duża czarna skórzana kanapa, a przed nią telewizor. Na ścianach wisiały czarno białe obrazy aniołów. W sypialni było wstawione biurko z ciemnego drewna z laptopem. Półki zostały wyłożone masakryczną ilością książek o magii, stworzeniach nadnaturalnych i innych dziwnych rzeczach napisanych przez osoby, których nazwisk nigdy na ozy nie widziałem. Niektóre były tak stare, że bałem się ich dotknąć. No cóż... Każdy ma swoje zboczenia. Zmęczony opadłem na kanapę, a po chwili sąsiad postawił na stoliczku obok dwie filiżanki kawy i pączki.
- Dziękuję za pomoc. - powiedział facet - Samemu zajęłoby mi to całe wieki. 
- Nie ma za co.
Napiłem się życiodajnego napoju i wgryzłem się w pączka z dużą ilością marmolady. Kochałem słodkości. Zerknąłem po raz kolejny na książki i zmarszczyłem brwi. Nie wytrzymałem. Musiałem go o nie zapytać.
- Po cholerę panu tyle książek o tej tematyce?
- Jak to? Pan nie wie? - był wyraźnie zdziwiony, a ja zacząłem mieć pewne obawy. Pokręciłem przecząco głową. Ten zaśmiał się nerwowo.
-Nie możliwe. Przecież nie należy pan do do ludzi. Jakim cudem pan o niczym nie ma pojęcia? Pan nie wie, kim jest?

środa, 4 grudnia 2013

2min ( SHINee )

Wracam po bardzo długiej przerwie. Mam nadzieję, że uda mi się częściej coś wrzucać. Głód Miłości wrzucę jak w bałaganie odnajdę zeszyt ^^'
Przepraszam za błędy, których pewnie jest sporo.
Miłej lektury ;)
*****************************************************************
"Minął już miesiąc, a ja dalej nie mogę zrozumieć, co zobaczyłeś w tej pustej suce. Co miała ona, a czego ja nie? Musiałeś zauroczyć się jej piersiami? Tylko tyle ci w głowie? Co od niej dostałeś? Pieniądze? Sławę? Na pewno nie miłość, którą okazywałem ci każdego dnia. Było wtedy wspaniale. Chodziliśmy na wspólne spacery, jedliśmy posiłki, razem spaliśmy... Cholera, pieprzyliśmy się! Źle ci było?! Za długo nie pozwalałem ci mnie dotykać w ten sposób? Wybacz, ale się szanuje i nie chciałem dać się przelecieć pierwszemu lepszemu. Dalej jestem na ciebie wściekły. Wolę te uczucie od rozpaczy choć na początku ją czułem. Teraz nie będę płakał. Nie jesteś wart żadnej z moich łez. Przyznaj, wykorzystałeś mnie, prawda? Byłem zakazanym owocem nie łatwym do zdobycia. Jesteś podłym chamem. To do niej uciekałeś każdego dnia, mówiąc, że idziesz pograć w piłkę nożną? Mam ochotę ją zabić za to, że cię tak oślepiła. Poszedłbym za kratki, ale nie czułbym się winny. I wiesz co? Dalej cię kocham, ty cholerny kretynie, zdrajco! Kocham, mimo tego, że mnie zostawiłeś. Kocham, mimo tego, że całowałeś ją na moich oczach. Jestem głupi, wiem. Przyjąłbym cię z otwartymi ramionami, gdybyś teraz wrócił do mnie, ale wiem, że tak się nie stanie. Całymi dniami i nocami myślę nad swoimi wadami i jej zaletami. Doprowadza mnie to powoli do szaleństwa i mam już dość. Chcę pójść do przodu, ale twoje zdjęcie przy łóżku mi to uniemożliwia. Nigdy nie zapomnę twojego uśmiechu, pięknych oczu, głosu... Mógłbym wymieniać w nieskończoność. Nie jestem w stanie wyrzucić cię z mojego serca. Może dla ciebie te wszystkie wspomnienia nic nie znaczyły, ale dla mnie były i są najważniejsze. Pamiętasz jak się poznaliśmy? Oczywiście, że nie. To była impreza naszego wspólnego kumpla. Cały wieczór się sobie przyglądaliśmy, byś w końcu porwał mnie do tańca. Czekałem na to bardzo długo. Patrzyłeś wilkiem na innych, którzy obserwowali moje ruchy na parkiecie. Wtedy już się w tobie kochałem. Cieszyłem się, że ktoś taki jak ty zwrócił na mnie uwagę. To był najszczęśliwszy dzień mojego życia.Od tamtej pory spędzaliśmy razem każdą przerwę w szkole, chodziliśmy do kina i nawet na zakupy, co mnie bardzo radowało. Teraz widzę cię w telewizji w objęciach tej wytapetowanej suki, popijasz drogie szampany i wina, jadasz wysokiej klasy potrawy... Ale kiedyś za mną zatęsknisz i wrócisz. Tylko mnie już wtedy nie będzie. Możesz uznać mnie za idiotę, ale za bardzo cię kocham, żeby iść przez ten trudny okres w moim życiu samotnie. Nigdy już nie będę cię zatrzymywał. Leć do niej. SŁAWA na ciebie czeka. Już porwała cię w wir nieszczęścia. Będziesz sam tak, jak ja teraz. Ta dziwka odejdzie, skończą ci się pieniądze i wrócisz. Zastaniesz dom pusty, bez życia. Wiesz gdzie wtedy będę? Na cmentarzu. Będę gnił  i dalej cię kochał. Żegnaj, Minho.
Lee Taemin ♥ "

wtorek, 15 października 2013

JUŻ NIEDŁUGO !!!!

Jak tytuł posta wskazuje, już niedługo biorę się do roboty i pisze kolejny rozdział Głodu Miłości i jakiegoś one shota. Przepraszam za taką długą przerwę.
Pozdrawiam czytelników i błagam komentujcie. Wytykujcie błędy i w ogóle. Wiem, że jest ich dużo.
Yuuki-chan

środa, 7 sierpnia 2013

Tom x Bill ( Twincest Tokio Hotel )

Słyszał płacz. ale dalej był jedną nogą w krainie snów. Kiedy jego uszu dobiegł krzyk, szybko się poderwał. Bill rzucał się po całym łóżku i o mało co go nie uderzył ręką w twarz. Zaczął budzić bliźniaka. Ostatnio często miewał koszmary, ale nie mógł wydusić z niego, o co chodziło. Musiało być to coś poważnego skoro chłopak tak to przeżywał. Obudził się i mocno przylgnął do piersi brata. Jego ciepło działało kojąco na Billa. Chłopak cicho zaszlochał. 
- Znowu? - zapytał Tom głaskając go uspokajająco po głowie i plecach.
- T-tak
Pozwolił mu się wypłakać. Po kilku minutach ucichł i tylko się wtulał w brata.
- Przepraszam, że cię obudziłem. - odezwał się czarnowłosy. 
- Nie szkodzi. Opowiesz, co się dzieję? Chcę w końcu wiedzieć, co doprowadza cię do takiego stanu. 
Bill westchnął i wypalił z czymś, czego Tom na pewno się nie spodziewał. 
- Śni mi się, że tracę głos na jednym z koncertów i nie mogę śpiewać. Potem fani się od nas odwracają  i nikt mnie nie chcę w zespole. Zostaje sam...
Dredziaż, nie zastanawiając się dłużej, wybuchł śmiechem. Bill od razu się od niego odsunął z wielkim fochem.
- Jesteś okropny! Wiedziałem, że tak będzie jak się dowiesz.
Wstał i zniknął w łazience. Chłodny prysznic dobrze mu zrobi. Kilka minut później poczuł jak jego ciało jest obejmowane przez Toma, które składał delikatne pocałunki na szyi brata.
- Przepraszam Billy... - szepnął mu do ucha bardzo skruszonym tonem. Chłopak od razu wyczuł, że ma wyrzuty sumienia. Dalej jednak nie zwracał na niego uwagi zostając przy obrażaniu się. - Billy... - mruknął prosząco. Odwrócił go do siebie i musnął czule jego usta. - Naprawdę nie chciałem się śmiać. Rozumiem, że to ciężka i poważna sprawa, ale nie przejmuj się. Fani raczej by się bardzo martwili niż by się od ciebie odwrócili. Są tobie wierni. 
- Mówisz poważnie? - zapytał z nadzieją.
- Oczywiście. A zespół to zespół. Sam nigdy nie będziesz. Ja cię nigdy nie zostawię. Przecież jesteśmy nie rozłączni, prawda?
Bill uśmiechnął się i pocałował mocno bliźniaka. Tom z wielką radością i zapałem przejął kontrolę nad sytuacją. Poczuł dziką żądze. w tej chwili mógłby go wziąć, ale no cóż... Nie bardzo chciał być potem  nie przytomny w studiu. Wplątał dłonie we włosy chłopaka. Kochał czuć tę adrenalinę, która pojawiała się za każdym razem, gdy okazywali sobie czułości... lub brutalność. Obaj lubili ostre zabawy a Bill był wiecznie napalony. Jeszcze bardziej kochał właśnie jego. Tego egoistycznego, wrednego palanta... Ale co to byłby za Bill, gdyby właśnie taki nie był? Po dłuższej chwili oderwali się od siebie i zaczerpnęli powietrza. Czarnowłosy zaśmiał się.
- Chyba o czymś zapomniałeś. - poinformował go.
To spojrzał na siebie i zmarszczył brwi, kiedy spostrzegł mokre ubranie. Rozebrał się i rzucił ciuchy na podłogę.
- Chodźmy spać. Rano czeka nas mnóstwo pracy. - powiedział Dredziaż mimo podniecenia. 
Bill jak na zawołanie ziewnął i wyszedł z kabiny prysznicowej. Uwielbiał te duże łazienki w hotelowych apartamentach. Takie życie bardzo odpowiadało jego standardom. Nawzajem się wytarli i nadzy udali się do łóżka. Potrzebowali swojej bliskości, a ubrania tylko by im przeszkadzały. Tom od razu zaczął dobierać się do jego tyłka. Czarnowłosy jękiem reagował na każdą pieszczotę i podniecił się, gdy tylko poczuł palec brata w swoim wejściu. Dredziaż przewrócił gwałtownie bliźniaka na brzuch, a ten krzyknął wyrywając mu się. Był wściekły, a Tom zastanawiał się, co mu znów odwaliło. Dobrze wiedział, że tamten też tego chciał.
- Patrz, co zrobiłeś, ty pieprzony idioto! - pokazał mu palec, na którym ten nic nie zauważył  przez brak światła. 
- Nie rozumiem... 
- Złamałeś mi paznokieć, a miałem świeży manicure! Mogłeś być delikatniejszy, głupi napaleńcu! Śpisz na kanapie, chuju niewyżyty!
Rzucił w niego poduszką i wygonił za drzwi sypialni. Wyśmiewanie się? Spoko, szybko wybaczył. Natomiast złamany paznokieć.... Tom westchnął. Wiedział, że brat mu tak tego nie odpuści. Zapowiadał się długi dzień prób i humorki Billa. Tia... Nie mógł się doczekać. 
KONIEC