No dobra. O czym on pieprzył?! To jakiś wariat? Niby kim miałem być? Wstałem, przeprosiłem i szybko wyszedłem. Zamknąłem drzwi od swojego mieszkania i usiadłem na starym fotelu. Czułem się dziwnie. Ten facet teraz mnie trochę przerażał. A najgorsze było chyba to, że zawsze czułem się nie na miejscu. Jakbym nie pasował do otoczenia.
- Powtórzę. Nie wiesz kim jesteś? - usłyszałem za sobą. Pisnąłem i poderwałem się. Bałem się. Nie, inaczej. Byłem cholernie przerażony. Skąd on się tu wziął? Jak?
- Zostaw, mnie, wariacie! Jesteś nienormalny! Wynoś się stąd! - krzyknąłem odsuwając się jak najdalej. On chyba nie miał zamiaru mnie słuchać. Usiadł na drugim fotelu. Pokazał mi ten obok, bym również usiadł. Niechętnie to zrobiłem, ale byłem czujny.
- Pokaż mi swoją pierś.
- Co? Żartujesz sobie?!
- Masz tam bliznę, prawda? - zapytał, a mnie zamurowało.
- S-skąd wiesz?
- Wśród nas krążyła legenda o potomku księżnej, który w dniu twojego ślubu został zaatakowany przez demony. Niektórzy mówili, że martwego zabrali cię do Miasta Demonów, natomiast inni, że spadłeś z Miasta Aniołów na ziemię tracąc wszelkie wspomnienia.
Słuchałem go i część tego, co mówił by się zgadzała. Tylko jak ja miałem to uwierzyć? Przecież to coś nieprawdopodobnego! On sobie ze mnie żartuje!
- Hehehehe, jesteś nienormalny. Wyjdź, albo zadzwonię na policje.
- Matka cię szuka. Wciąż wierzy, że żyjesz. Ona to cały czas czuła. Musisz wrócić.
- Daj mi spokój! Nie mam pojęcia, o czym do mnie mówisz!
- Przypomnisz sobie.
- Nie! Wynoś się!
Face! był wyraźnie zasmucony, ale co miałem zrobić? To jakieś szaleństwo. Odruchowo objąłem się rękami, bo tak jakoś bardziej czułem bliznę na piersi.
- Jesteś aniołem. Tak samo jak ja i wiele innych istot. Musisz wrócić. Niekoniecznie teraz ,ale już niedługo.
- Nie słyszysz co mówię? Wynocha!
Zniknął. Tak po prostu rozpłynął się w powietrzu. Chyba zaczynałem wariować. A może się nie obudziłem? Żeby to sprawdzić, przygrzmociłem pięścią w ścianę i zaraz wstrząsnąłem z bólu. No dobra. Byłem nienormalny. Miałem zwidy, słyszałem głosy, a mój nowy sąsiad nie istniał. Poszedłem do kuchni i napiłem się zimnej kranówy.
~ Synu, tak się ciesze, że żyjesz. - usłyszałem płaczliwy głos kobiety w mojej głowie. Spanikowany zacząłem rozglądać się dookoła, ale nikogo tu nie było.
- Wariuję, jestem psychiczny... - mówiłem do siebie
~ Pomożemy ci odzyskać, ale musisz wrócić do domu. - kontynuowała kobieta.
Złapałem się za głowę i krzyczałem, by dali mi spokój. Nie rozumiałem tej całej sytuacji. To było jakieś szaleństwo. Sekundę później znalazłem się w objęciach sąsiada. Trochę się wyrywałem, ale poczułem się bezpieczniej, gdy mnie tak trzymał. Chyba byłem kretynem, bo mu wierzyłem. Innego wyjaśnienia na to nie było. Byłem jakimś tam aniołem ze skasowaną pamięcią. To tłumaczy, dlaczego przed obudzeniem się w parku w głowie miałem pustkę. Nie ogarniałem tylko tamtego snu. Dlaczego tamta kobieta się śmiała i co to w ogóle miało znaczyć?
- Powtórzę. Nie wiesz kim jesteś? - usłyszałem za sobą. Pisnąłem i poderwałem się. Bałem się. Nie, inaczej. Byłem cholernie przerażony. Skąd on się tu wziął? Jak?
- Zostaw, mnie, wariacie! Jesteś nienormalny! Wynoś się stąd! - krzyknąłem odsuwając się jak najdalej. On chyba nie miał zamiaru mnie słuchać. Usiadł na drugim fotelu. Pokazał mi ten obok, bym również usiadł. Niechętnie to zrobiłem, ale byłem czujny.
- Pokaż mi swoją pierś.
- Co? Żartujesz sobie?!
- Masz tam bliznę, prawda? - zapytał, a mnie zamurowało.
- S-skąd wiesz?
- Wśród nas krążyła legenda o potomku księżnej, który w dniu twojego ślubu został zaatakowany przez demony. Niektórzy mówili, że martwego zabrali cię do Miasta Demonów, natomiast inni, że spadłeś z Miasta Aniołów na ziemię tracąc wszelkie wspomnienia.
Słuchałem go i część tego, co mówił by się zgadzała. Tylko jak ja miałem to uwierzyć? Przecież to coś nieprawdopodobnego! On sobie ze mnie żartuje!
- Hehehehe, jesteś nienormalny. Wyjdź, albo zadzwonię na policje.
- Matka cię szuka. Wciąż wierzy, że żyjesz. Ona to cały czas czuła. Musisz wrócić.
- Daj mi spokój! Nie mam pojęcia, o czym do mnie mówisz!
- Przypomnisz sobie.
- Nie! Wynoś się!
Face! był wyraźnie zasmucony, ale co miałem zrobić? To jakieś szaleństwo. Odruchowo objąłem się rękami, bo tak jakoś bardziej czułem bliznę na piersi.
- Jesteś aniołem. Tak samo jak ja i wiele innych istot. Musisz wrócić. Niekoniecznie teraz ,ale już niedługo.
- Nie słyszysz co mówię? Wynocha!
Zniknął. Tak po prostu rozpłynął się w powietrzu. Chyba zaczynałem wariować. A może się nie obudziłem? Żeby to sprawdzić, przygrzmociłem pięścią w ścianę i zaraz wstrząsnąłem z bólu. No dobra. Byłem nienormalny. Miałem zwidy, słyszałem głosy, a mój nowy sąsiad nie istniał. Poszedłem do kuchni i napiłem się zimnej kranówy.
~ Synu, tak się ciesze, że żyjesz. - usłyszałem płaczliwy głos kobiety w mojej głowie. Spanikowany zacząłem rozglądać się dookoła, ale nikogo tu nie było.
- Wariuję, jestem psychiczny... - mówiłem do siebie
~ Pomożemy ci odzyskać, ale musisz wrócić do domu. - kontynuowała kobieta.
Złapałem się za głowę i krzyczałem, by dali mi spokój. Nie rozumiałem tej całej sytuacji. To było jakieś szaleństwo. Sekundę później znalazłem się w objęciach sąsiada. Trochę się wyrywałem, ale poczułem się bezpieczniej, gdy mnie tak trzymał. Chyba byłem kretynem, bo mu wierzyłem. Innego wyjaśnienia na to nie było. Byłem jakimś tam aniołem ze skasowaną pamięcią. To tłumaczy, dlaczego przed obudzeniem się w parku w głowie miałem pustkę. Nie ogarniałem tylko tamtego snu. Dlaczego tamta kobieta się śmiała i co to w ogóle miało znaczyć?
- Wszystkiego się dowiesz. - powiedział czarnowłosy, jakby odpowiadał na moje myśli. Gładził mnie po włosach, pozwalając mi odczuć trochę bezpieczeństwa. - Już lepiej? - zapytał - Przepraszam, musiałem poinformować twoją matkę. Dla zachowania chociaż odrobiny normalności tej sytuacji, musiałem się dowiedzieć pewnej podstawowej rzeczy.
- Jak ty się w ogóle nazywasz?
- Adrian, a ty? Jakie jest twoje ludzkie imię?
- Mam jakieś nieludzkie? - zdziwiłem się.
- Tak. - odparł spokojnie - W naszym świecie nazywam się Christian.
- Serio? Zawsze podobało mi się to imię i nie wiedziałem, dlaczego. Jestem Oscar.
W pewnym momencie zacząłem się śmiać. Nie mogłem uwierzyć, że prowadziłem tak idiotyczną rozmowę. To wszystko wydawało się takie absurdalne.
- Oskar? Bardzo dobrze. Ważne, że mi wierzysz. Może nie chcesz, ale podświadomie wiesz, że to prawda. Nie walcz z tym. Wszystko ci wyjaśnię.
Kiedt się uspokoiłem, Adrian zaczął mi stopniowo opowiadać. Z chwili na chwilę przypominałem sobie niektóre rzeczy. Dowiedziałem się, że mój ojciec zginął z rąk demonów, a matka przyjęła jego obowiązki do czasu uzyskania przeze mnie pełnoletności. Gdy to nastąpiło i miałem poślubić "miłość mojego życia", pałac zaatakowali ludzie z piekła próbując pozbawić mnie władzy. Zadano mi wtedy, według świadków, śmiertelny cios. Mojego ciała nie znaleziono po tym, jak demony mnie zabrały. Z tego, co zrozumiałem, później nigdy nie będę miał skrzydeł, co mieszkańcy mogli traktować jako wynaturzenie. W tej sprawie nawet największa magia by nie pomogła. Po jakimś czasie, gdy rozmowa ciągnęła się dalej i zeszło na istoty nadnaturalne, miałem chwilowo dość.
- Stop. Wystarczy.
Spojrzał na mnie dziwnie, jakby wkurzony, że mu przerwałem. Chyba jednak to zignorował i westchnął cierpiętniczo.
- No dobrze. Porozmawiamy jutro. Śpij dobrze.
Anioł wstał i wyszedł jak człowiek z mojego mieszkania. Odetchnąłem, kiedy nie zasypywała mnie już masa informacji. Postanowiłem coś zjeść, wziąć chłodny prysznic i położyć się spać. Ten dzień był pełen wrażeń i czułem się potwornie zmęczony. Zrobiłem, co chciałem i zasnąłem, kiedy tylko mnie gruba, ciepła kołdra.
W pewnym momencie otworzyłem oczy. Był środek nocy. Obudziło mnie jakieś dziwne przeczycie. Chciałem się podnieść i opłukać twarz zimną wodą, ale nie mogłem się ruszyć. Tak jakbym stracił panowanie nad całym ciałem. Kątem oka zaobserwowałem jakiś ruch obok mnie. Wystraszyłem się, bo przecież byłem w mieszkanie sam. Chciałem krzyczeć na Adriana, że nie bawią mnie jego głupie żarty, ale żaden dźwięk nie wydobył się z moich ust. Mogłem patrzeć tylko na sufit, który zaczął robić się czerwony. Po kilku sekundach szkarłatna kropla spadła na moje wargi i po zapachu ogarnąłem, że to krew. Postać obok mnie wysunęła się na przód. Rozpoznałem w niej kobietę z ostatniego snu. Tym razem była naga, cała we krwi i pozlepianych od niej włosach. Trzymała miecz, który dosłownie płonął niebieskim ogniem. Zbliżała się do mnie z szerokim, nie naturalnym uśmiechem, a ja dalej nie mogłem się ruszyć.
- Nie masz prawa żyć. - wysyczała dziewczyna, po czym zamachnęła się. Zdążyłem jedynie wstrzymać oddech. W chwili, gdy miecz znajdował się kilka milimetrów od mojego ciała, obudziłem się z krzykiem. Blizna paliła żywym ogniem. Zwinąłem się w kulkę i postanowiłem przeczekać. Zastanawiałem się, dlaczego akurat to mi się śni i czemu akurat teraz. Ból minął, a ja wkurzyłem się, że nawet we śnie nie mogłem odpocząć od tej sytuacji. To było jakieś chore.
Spojrzał na mnie dziwnie, jakby wkurzony, że mu przerwałem. Chyba jednak to zignorował i westchnął cierpiętniczo.
- No dobrze. Porozmawiamy jutro. Śpij dobrze.
Anioł wstał i wyszedł jak człowiek z mojego mieszkania. Odetchnąłem, kiedy nie zasypywała mnie już masa informacji. Postanowiłem coś zjeść, wziąć chłodny prysznic i położyć się spać. Ten dzień był pełen wrażeń i czułem się potwornie zmęczony. Zrobiłem, co chciałem i zasnąłem, kiedy tylko mnie gruba, ciepła kołdra.
W pewnym momencie otworzyłem oczy. Był środek nocy. Obudziło mnie jakieś dziwne przeczycie. Chciałem się podnieść i opłukać twarz zimną wodą, ale nie mogłem się ruszyć. Tak jakbym stracił panowanie nad całym ciałem. Kątem oka zaobserwowałem jakiś ruch obok mnie. Wystraszyłem się, bo przecież byłem w mieszkanie sam. Chciałem krzyczeć na Adriana, że nie bawią mnie jego głupie żarty, ale żaden dźwięk nie wydobył się z moich ust. Mogłem patrzeć tylko na sufit, który zaczął robić się czerwony. Po kilku sekundach szkarłatna kropla spadła na moje wargi i po zapachu ogarnąłem, że to krew. Postać obok mnie wysunęła się na przód. Rozpoznałem w niej kobietę z ostatniego snu. Tym razem była naga, cała we krwi i pozlepianych od niej włosach. Trzymała miecz, który dosłownie płonął niebieskim ogniem. Zbliżała się do mnie z szerokim, nie naturalnym uśmiechem, a ja dalej nie mogłem się ruszyć.
- Nie masz prawa żyć. - wysyczała dziewczyna, po czym zamachnęła się. Zdążyłem jedynie wstrzymać oddech. W chwili, gdy miecz znajdował się kilka milimetrów od mojego ciała, obudziłem się z krzykiem. Blizna paliła żywym ogniem. Zwinąłem się w kulkę i postanowiłem przeczekać. Zastanawiałem się, dlaczego akurat to mi się śni i czemu akurat teraz. Ból minął, a ja wkurzyłem się, że nawet we śnie nie mogłem odpocząć od tej sytuacji. To było jakieś chore.