piątek, 30 maja 2014
UWAGA !!!
Blog zostaje zawieszony. Nie mam czasu pisać, brakuje mi pomysłów, a nic nie będę robić na siłę, bo nic z tego nie wyjdzie. Dziękuję za odwiedzanie i czytanie moich wypocin oraz za komentarze pozytywne i krytyki, których potrzebowałam do rozwoju umiejętności. Może kiedyś wrócę :)
piątek, 28 marca 2014
Anioł - 2
No dobra. O czym on pieprzył?! To jakiś wariat? Niby kim miałem być? Wstałem, przeprosiłem i szybko wyszedłem. Zamknąłem drzwi od swojego mieszkania i usiadłem na starym fotelu. Czułem się dziwnie. Ten facet teraz mnie trochę przerażał. A najgorsze było chyba to, że zawsze czułem się nie na miejscu. Jakbym nie pasował do otoczenia.
- Powtórzę. Nie wiesz kim jesteś? - usłyszałem za sobą. Pisnąłem i poderwałem się. Bałem się. Nie, inaczej. Byłem cholernie przerażony. Skąd on się tu wziął? Jak?
- Zostaw, mnie, wariacie! Jesteś nienormalny! Wynoś się stąd! - krzyknąłem odsuwając się jak najdalej. On chyba nie miał zamiaru mnie słuchać. Usiadł na drugim fotelu. Pokazał mi ten obok, bym również usiadł. Niechętnie to zrobiłem, ale byłem czujny.
- Pokaż mi swoją pierś.
- Co? Żartujesz sobie?!
- Masz tam bliznę, prawda? - zapytał, a mnie zamurowało.
- S-skąd wiesz?
- Wśród nas krążyła legenda o potomku księżnej, który w dniu twojego ślubu został zaatakowany przez demony. Niektórzy mówili, że martwego zabrali cię do Miasta Demonów, natomiast inni, że spadłeś z Miasta Aniołów na ziemię tracąc wszelkie wspomnienia.
Słuchałem go i część tego, co mówił by się zgadzała. Tylko jak ja miałem to uwierzyć? Przecież to coś nieprawdopodobnego! On sobie ze mnie żartuje!
- Hehehehe, jesteś nienormalny. Wyjdź, albo zadzwonię na policje.
- Matka cię szuka. Wciąż wierzy, że żyjesz. Ona to cały czas czuła. Musisz wrócić.
- Daj mi spokój! Nie mam pojęcia, o czym do mnie mówisz!
- Przypomnisz sobie.
- Nie! Wynoś się!
Face! był wyraźnie zasmucony, ale co miałem zrobić? To jakieś szaleństwo. Odruchowo objąłem się rękami, bo tak jakoś bardziej czułem bliznę na piersi.
- Jesteś aniołem. Tak samo jak ja i wiele innych istot. Musisz wrócić. Niekoniecznie teraz ,ale już niedługo.
- Nie słyszysz co mówię? Wynocha!
Zniknął. Tak po prostu rozpłynął się w powietrzu. Chyba zaczynałem wariować. A może się nie obudziłem? Żeby to sprawdzić, przygrzmociłem pięścią w ścianę i zaraz wstrząsnąłem z bólu. No dobra. Byłem nienormalny. Miałem zwidy, słyszałem głosy, a mój nowy sąsiad nie istniał. Poszedłem do kuchni i napiłem się zimnej kranówy.
~ Synu, tak się ciesze, że żyjesz. - usłyszałem płaczliwy głos kobiety w mojej głowie. Spanikowany zacząłem rozglądać się dookoła, ale nikogo tu nie było.
- Wariuję, jestem psychiczny... - mówiłem do siebie
~ Pomożemy ci odzyskać, ale musisz wrócić do domu. - kontynuowała kobieta.
Złapałem się za głowę i krzyczałem, by dali mi spokój. Nie rozumiałem tej całej sytuacji. To było jakieś szaleństwo. Sekundę później znalazłem się w objęciach sąsiada. Trochę się wyrywałem, ale poczułem się bezpieczniej, gdy mnie tak trzymał. Chyba byłem kretynem, bo mu wierzyłem. Innego wyjaśnienia na to nie było. Byłem jakimś tam aniołem ze skasowaną pamięcią. To tłumaczy, dlaczego przed obudzeniem się w parku w głowie miałem pustkę. Nie ogarniałem tylko tamtego snu. Dlaczego tamta kobieta się śmiała i co to w ogóle miało znaczyć?
- Powtórzę. Nie wiesz kim jesteś? - usłyszałem za sobą. Pisnąłem i poderwałem się. Bałem się. Nie, inaczej. Byłem cholernie przerażony. Skąd on się tu wziął? Jak?
- Zostaw, mnie, wariacie! Jesteś nienormalny! Wynoś się stąd! - krzyknąłem odsuwając się jak najdalej. On chyba nie miał zamiaru mnie słuchać. Usiadł na drugim fotelu. Pokazał mi ten obok, bym również usiadł. Niechętnie to zrobiłem, ale byłem czujny.
- Pokaż mi swoją pierś.
- Co? Żartujesz sobie?!
- Masz tam bliznę, prawda? - zapytał, a mnie zamurowało.
- S-skąd wiesz?
- Wśród nas krążyła legenda o potomku księżnej, który w dniu twojego ślubu został zaatakowany przez demony. Niektórzy mówili, że martwego zabrali cię do Miasta Demonów, natomiast inni, że spadłeś z Miasta Aniołów na ziemię tracąc wszelkie wspomnienia.
Słuchałem go i część tego, co mówił by się zgadzała. Tylko jak ja miałem to uwierzyć? Przecież to coś nieprawdopodobnego! On sobie ze mnie żartuje!
- Hehehehe, jesteś nienormalny. Wyjdź, albo zadzwonię na policje.
- Matka cię szuka. Wciąż wierzy, że żyjesz. Ona to cały czas czuła. Musisz wrócić.
- Daj mi spokój! Nie mam pojęcia, o czym do mnie mówisz!
- Przypomnisz sobie.
- Nie! Wynoś się!
Face! był wyraźnie zasmucony, ale co miałem zrobić? To jakieś szaleństwo. Odruchowo objąłem się rękami, bo tak jakoś bardziej czułem bliznę na piersi.
- Jesteś aniołem. Tak samo jak ja i wiele innych istot. Musisz wrócić. Niekoniecznie teraz ,ale już niedługo.
- Nie słyszysz co mówię? Wynocha!
Zniknął. Tak po prostu rozpłynął się w powietrzu. Chyba zaczynałem wariować. A może się nie obudziłem? Żeby to sprawdzić, przygrzmociłem pięścią w ścianę i zaraz wstrząsnąłem z bólu. No dobra. Byłem nienormalny. Miałem zwidy, słyszałem głosy, a mój nowy sąsiad nie istniał. Poszedłem do kuchni i napiłem się zimnej kranówy.
~ Synu, tak się ciesze, że żyjesz. - usłyszałem płaczliwy głos kobiety w mojej głowie. Spanikowany zacząłem rozglądać się dookoła, ale nikogo tu nie było.
- Wariuję, jestem psychiczny... - mówiłem do siebie
~ Pomożemy ci odzyskać, ale musisz wrócić do domu. - kontynuowała kobieta.
Złapałem się za głowę i krzyczałem, by dali mi spokój. Nie rozumiałem tej całej sytuacji. To było jakieś szaleństwo. Sekundę później znalazłem się w objęciach sąsiada. Trochę się wyrywałem, ale poczułem się bezpieczniej, gdy mnie tak trzymał. Chyba byłem kretynem, bo mu wierzyłem. Innego wyjaśnienia na to nie było. Byłem jakimś tam aniołem ze skasowaną pamięcią. To tłumaczy, dlaczego przed obudzeniem się w parku w głowie miałem pustkę. Nie ogarniałem tylko tamtego snu. Dlaczego tamta kobieta się śmiała i co to w ogóle miało znaczyć?
- Wszystkiego się dowiesz. - powiedział czarnowłosy, jakby odpowiadał na moje myśli. Gładził mnie po włosach, pozwalając mi odczuć trochę bezpieczeństwa. - Już lepiej? - zapytał - Przepraszam, musiałem poinformować twoją matkę. Dla zachowania chociaż odrobiny normalności tej sytuacji, musiałem się dowiedzieć pewnej podstawowej rzeczy.
- Jak ty się w ogóle nazywasz?
- Adrian, a ty? Jakie jest twoje ludzkie imię?
- Mam jakieś nieludzkie? - zdziwiłem się.
- Tak. - odparł spokojnie - W naszym świecie nazywam się Christian.
- Serio? Zawsze podobało mi się to imię i nie wiedziałem, dlaczego. Jestem Oscar.
W pewnym momencie zacząłem się śmiać. Nie mogłem uwierzyć, że prowadziłem tak idiotyczną rozmowę. To wszystko wydawało się takie absurdalne.
- Oskar? Bardzo dobrze. Ważne, że mi wierzysz. Może nie chcesz, ale podświadomie wiesz, że to prawda. Nie walcz z tym. Wszystko ci wyjaśnię.
Kiedt się uspokoiłem, Adrian zaczął mi stopniowo opowiadać. Z chwili na chwilę przypominałem sobie niektóre rzeczy. Dowiedziałem się, że mój ojciec zginął z rąk demonów, a matka przyjęła jego obowiązki do czasu uzyskania przeze mnie pełnoletności. Gdy to nastąpiło i miałem poślubić "miłość mojego życia", pałac zaatakowali ludzie z piekła próbując pozbawić mnie władzy. Zadano mi wtedy, według świadków, śmiertelny cios. Mojego ciała nie znaleziono po tym, jak demony mnie zabrały. Z tego, co zrozumiałem, później nigdy nie będę miał skrzydeł, co mieszkańcy mogli traktować jako wynaturzenie. W tej sprawie nawet największa magia by nie pomogła. Po jakimś czasie, gdy rozmowa ciągnęła się dalej i zeszło na istoty nadnaturalne, miałem chwilowo dość.
- Stop. Wystarczy.
Spojrzał na mnie dziwnie, jakby wkurzony, że mu przerwałem. Chyba jednak to zignorował i westchnął cierpiętniczo.
- No dobrze. Porozmawiamy jutro. Śpij dobrze.
Anioł wstał i wyszedł jak człowiek z mojego mieszkania. Odetchnąłem, kiedy nie zasypywała mnie już masa informacji. Postanowiłem coś zjeść, wziąć chłodny prysznic i położyć się spać. Ten dzień był pełen wrażeń i czułem się potwornie zmęczony. Zrobiłem, co chciałem i zasnąłem, kiedy tylko mnie gruba, ciepła kołdra.
W pewnym momencie otworzyłem oczy. Był środek nocy. Obudziło mnie jakieś dziwne przeczycie. Chciałem się podnieść i opłukać twarz zimną wodą, ale nie mogłem się ruszyć. Tak jakbym stracił panowanie nad całym ciałem. Kątem oka zaobserwowałem jakiś ruch obok mnie. Wystraszyłem się, bo przecież byłem w mieszkanie sam. Chciałem krzyczeć na Adriana, że nie bawią mnie jego głupie żarty, ale żaden dźwięk nie wydobył się z moich ust. Mogłem patrzeć tylko na sufit, który zaczął robić się czerwony. Po kilku sekundach szkarłatna kropla spadła na moje wargi i po zapachu ogarnąłem, że to krew. Postać obok mnie wysunęła się na przód. Rozpoznałem w niej kobietę z ostatniego snu. Tym razem była naga, cała we krwi i pozlepianych od niej włosach. Trzymała miecz, który dosłownie płonął niebieskim ogniem. Zbliżała się do mnie z szerokim, nie naturalnym uśmiechem, a ja dalej nie mogłem się ruszyć.
- Nie masz prawa żyć. - wysyczała dziewczyna, po czym zamachnęła się. Zdążyłem jedynie wstrzymać oddech. W chwili, gdy miecz znajdował się kilka milimetrów od mojego ciała, obudziłem się z krzykiem. Blizna paliła żywym ogniem. Zwinąłem się w kulkę i postanowiłem przeczekać. Zastanawiałem się, dlaczego akurat to mi się śni i czemu akurat teraz. Ból minął, a ja wkurzyłem się, że nawet we śnie nie mogłem odpocząć od tej sytuacji. To było jakieś chore.
Spojrzał na mnie dziwnie, jakby wkurzony, że mu przerwałem. Chyba jednak to zignorował i westchnął cierpiętniczo.
- No dobrze. Porozmawiamy jutro. Śpij dobrze.
Anioł wstał i wyszedł jak człowiek z mojego mieszkania. Odetchnąłem, kiedy nie zasypywała mnie już masa informacji. Postanowiłem coś zjeść, wziąć chłodny prysznic i położyć się spać. Ten dzień był pełen wrażeń i czułem się potwornie zmęczony. Zrobiłem, co chciałem i zasnąłem, kiedy tylko mnie gruba, ciepła kołdra.
W pewnym momencie otworzyłem oczy. Był środek nocy. Obudziło mnie jakieś dziwne przeczycie. Chciałem się podnieść i opłukać twarz zimną wodą, ale nie mogłem się ruszyć. Tak jakbym stracił panowanie nad całym ciałem. Kątem oka zaobserwowałem jakiś ruch obok mnie. Wystraszyłem się, bo przecież byłem w mieszkanie sam. Chciałem krzyczeć na Adriana, że nie bawią mnie jego głupie żarty, ale żaden dźwięk nie wydobył się z moich ust. Mogłem patrzeć tylko na sufit, który zaczął robić się czerwony. Po kilku sekundach szkarłatna kropla spadła na moje wargi i po zapachu ogarnąłem, że to krew. Postać obok mnie wysunęła się na przód. Rozpoznałem w niej kobietę z ostatniego snu. Tym razem była naga, cała we krwi i pozlepianych od niej włosach. Trzymała miecz, który dosłownie płonął niebieskim ogniem. Zbliżała się do mnie z szerokim, nie naturalnym uśmiechem, a ja dalej nie mogłem się ruszyć.
- Nie masz prawa żyć. - wysyczała dziewczyna, po czym zamachnęła się. Zdążyłem jedynie wstrzymać oddech. W chwili, gdy miecz znajdował się kilka milimetrów od mojego ciała, obudziłem się z krzykiem. Blizna paliła żywym ogniem. Zwinąłem się w kulkę i postanowiłem przeczekać. Zastanawiałem się, dlaczego akurat to mi się śni i czemu akurat teraz. Ból minął, a ja wkurzyłem się, że nawet we śnie nie mogłem odpocząć od tej sytuacji. To było jakieś chore.
czwartek, 9 stycznia 2014
Każdy zasługuje na szczęście
Był późny wieczór a
ja dalej nie mogłem zasnąć. Przed oczami wciąż miałem roześmianą twarz
chłopaka, którego kochałem ponad wszystko. Myśl o tym, że nie mogłem go mieć
bolała i to bardzo. Ciężko mi było patrzeć na jego wybranka. No cóż... Mimo to
cieszył się jego szczęściem. Kim bym był gdybym chciał to zniszczyć? Nigdy nie
wyznałem mu swoich uczuć. Nie chciałem zaprzepaścić tych wszystkich lat
przyjaźni. Robiłem dobrą minę do złej gry, ale czułem że coś jest nie tak.
Chłopak się zmienił a ja nie byłem w stanie stwierdzić, co. Chyba czekała mnie
poważna rozmowa z nim. Przestałem zaprzątać sobie już głowę zmartwieniami i
zasnąłem.
Kolejne dni wcale nie
wyglądały lepiej. Zauważyłem, że mój ukochany coraz rzadziej wychodzi z domu.
Byliśmy sąsiadami a nasze domy dzielił tylko niski biały płotek. Nie widziałem
go też w ogrodzie, w którym kochał przesiadywać gdy dopisywała pogoda a
ostatnio takiej nie brakowało. W końcu nie wytrzymałem i pewnego wieczoru
zapukał do jego drzwi. Miał tylko nadzieję, że jego partnera nie będzie. I
nagle usłyszałem dźwięk tłukącego się szkła i jakieś krzyki. Potem doszedł do
tego płacz nikogo innego tylko JEGO. W mgnieniu oka znalazłem się w salonie.
Seiko leżał na podłodze. Był bez koszuli przez co doskonale widziałem jego
siniaki. Obecny partner okładał go kablem. Tak bardzo płakał i piszczał.
Zagotowało się we mnie. Szybko odciągnąłem od niego pijanego mężczyznę. Nie
mogłem uwierzyć, że coś takiego działo się pod moim nosem i to już pewnie od
dłuższego czasu. Facet był tak nawalony, że potknął się o własne nogi i runął
na dywan. Chyba zasnął. Nie zastanawiając się dłużej, wziąłem chłopaczka na
ręce. Gdzie niegdzie jego skóra była rozcięta i trochę krwawił. Delikatnie
ułożyłem go na kanapie w swoim salonie. Serce mi pękało, kiedy słyszałem jego
płacz. Wilgotną szmatką zmyłem z jego ciała krew, a potem starannie opatrzyłem
rany. Było mi go tak żal. Głaskałem go uspokajająco po głowie i szeptałem, że
wszystko jest już w porządku i jest bezpieczny. Po dłuższym czasie przestał
płakać. Drżał tylko co chwilę. Nie odzywaliśmy się. Nie było potrzeby.
Wiedziałem, że sam niedługo wszystko powie. Zrobiłem mu melisy, którą bez
sprzeciwu wypił. Chciałem by położył się w mojej sypialni lub na rozkładanej
kanapie w gabinecie, ale nim zdążyłem to zaproponować, Seiko już spał zwinięty
w kulkę. Westchnąłem i okryłem go grubym kocem. Postanowiłem, że chłopak
zamieszka ze mną. Nigdy nie pozwolę mu wrócić do tego psychopaty. Gdyby jeszcze
blondynek miał swoje mieszkanie... ale sprzedał je, bo "miłość jego
życia" zaproponowała mu wprowadzenie się. Cieszyłem się, że mieliśmy być
sąsiadami. Żałowałem, że nie zareagowałem wcześniej. Gdybym tylko wiedział, co
się tam działo, już dawno bym załatwił tego dupka. Kto by pomyślał, by wyżywać
się na takim wspaniałym chłopaku. Chwilę jeszcze obserwowałem jego pogrążoną we
śnie twarz i poszedłem sam się położyć spać. To był ciężki wieczór. Miałem
nadzieję, że rano będzie w porządku.
Wściekłem się. Chyba
pierwszy raz zdarzyło mi się wstać o tak wczesnej porze. Na zegarku dochodziła
8. No nic... Podniosłem się i zszedłem cicho do kuchni. Po drodze zerknąłem na
skulonego na kanapie chłopca. Dlaczego jemu musiało się przytrafić takie
nieszczęście? Był delikatny a mimo to znosił tego bydlaka. Całe szczęście nie
pojawił się do tej pory. Szybko uwinąłem się ze śniadaniem i postawiłem talerz
z górą kanapek na stole w salonie. Może i jedną z moich zasad był zakaz
jedzenia posiłków poza kuchnią, ale dla niego zrobiłem wyjątek.
- Seiko, pobudka.
Herbata ci stygnie.
- Nie śpię. -
usłyszałem ten piękny melodyjne głosił a zaraz tonąłem w niebieskim oceanie gdy
tylko uchylił powieki - Obudziłem się jakieś dwie godziny temu. - poinformował
mnie zadziwiająco spokojnie.
- Mogłeś mnie
obudzić.
- Nie chciałem sie
narzucać. - mruknął i usiadł dalej okrywając swoje ciało kocem. Przypomniałem
sobie, że jego koszulka trafiła do kosza, bo się już do wiecznego nie nadawała.
Udałem sie do sypialni i zaraz wróciłem z moją czystą białą koszulą. Podałem mu
ją.
- Załóż. Chyba że
chcesz się najpierw wykąpać.
- Em... Chyba wezmę
prysznic.
Obserwowałem jak
Seiko wstawał z kanapy i ze spuszczoną głową zmierzał do łazienki. Jak można skrzywdzić takiego wspaniałego
chłopca?! W ciszy zjadłem swoją część kanapek i wypiłem herbatę. Ze
zniecierpliwieniem czekałem aż Seiko wróci. Kiedy po dłuższym czasie chłopak
wrócił do salonu. Z włosów kapała mu woda, miał na sobie moją koszule i
bokserki. Wyglądał bardzo uroczo. Usiadł na kanapie obok mnie. Nie mogłem się
powstrzymać i objąłem go delikatnie. Trochę się spiął ale zaraz rozluźnił i
wtulił we mnie mocno jakby się bał ze zostanie sam.
- Wszystko będzie
dobrze. - szepnąłem mu do ucha. - Nie dam cię skrzywdzić.
Zauważyłem, że
blondynowi zbierało się na płacz, ale nie mogłem tego tematu teraz odpuścić.
Kontynuowałem
- Jak długo to trwa?
Seiko skulił się i po
dłuższej chwili odpowiedział
- Miesiąc.
- Dlaczego nie
powiedziałeś mi wcześniej?
- On zabronił. Mówił, że jak komuś
powiem to weźmie mnie siłą i pobije bardziej. Ja się bałem. Nie mogłem... -
zaniósł się szlochem i nie mógł mówić dalej. Szepnąłem mu jakieś uspokajające
słówka . Było mi go tak bardzo żal. Chciałem, by miał jak najlepiej, ale teraz
jedyne, co mogłem zrobić to trzymać go w swoich ramionach. Blondyn ucichł po
kilkunastu minutach. Chyba był już zmęczony płaczem. Zacisnął swoją drobną
piąstkę na mojej koszulce i szepnął:
- Nie zostawisz mnie, prawda?
- Nie zostawię. Nigdy.
Doskonale wiedziałem, że mówił to
wszystko pod wpływem emocji. Uwolniłem się z jego uścisku i poszedłem do kuchni
posprzątać po śniadaniu. Seiko został na kanapie obejmując kolana. Jego strach
promieniował w całym domu. Zastanawiałem się, kiedy ten palant zapuka do moich
drzwi. Cieszyłem się, że jeszcze tego nie zrobił. Nie trzeba było chłopakowi
tyle stresu z samego rana. Wróciłem do niego z miseczką ciasteczek. To mu
powinno poprawić humor. Blondyn szalał za słodyczami. Miał prawdziwego fioła na
ich punkcie. Jego reakcja była natychmiastowa. Podniósł wyżej głowę, uśmiechnął
się i zabłyszczały mu oczy. Dosłownie rzucił się na ciastka i od razu umazał
się czekoladą. Kochałem patrzeć na niego takiego uradowanego. Seiko spojrzał na
mnie i trochę się speszył. Roztrzepałem mu włosy na znak by się nie krępował i
uśmiechnąłem się ciepło. Dłuższy czas nie gadaliśmy. Chłopak musiał w spokoju
poukładać sobie wszystko w głowie. Postanowiłem zostawić go na trochę i ogarnąć
w domu. Skoro miał ze mną mieszkać, nie chciałem by panował tu taki syf.
Zrobiłem pranie, zmieniłem pościel, żeby miał jak spać na sofie w gabinecie,
odkurzyłem i zrobiłem wiele innych rzeczy, których nie cierpię. Kiedy
skończyłem, ogarnąłem, że Seiko nie ma w salonie. Trochę sie przestraszyłem i
zacząłem go szukać po domu. Nie było go. Spanikowałem. Sprawdziłem nawet ogród.
Nic. W końcu przyszło mi coś do głowy. Poszedłem na poddasze. Siedział w fotelu
pochłonięty jakąś książką. Odetchnąłem z ulgą i kucnąłem przed nim. Chłopak
wzdrygnął się. Pewnie nie spodziewał się, że tu zajrzę.
- Jak się czujesz? - zapytałem
odsuwając książkę na bok, bo uciekał do niej wzrokiem.
- Lepiej. Dziękuje, że mnie zabrałeś.
- Nie ma za co. Cieszę się, że już
wszystko z tobą w porządku.
Seiko odłożył książkę na bok i mocno
mnie przytulił. Ta cudowna dla mnie chwila nie trwała długo. Usłyszałem dzwonek
do drzwi i już wiedziałem, kogo zaraz zobaczę.
- Zostań tutaj, dobrze?
Blondyn skinął głową i skulił się w
fotelu. Zaszedłem szybko na dół i otworzyłem drzwi. Moim oczom ukazał się
wyraźnie wkurzony facet. Zataczał się , co znaczyło, że znowu jest pijany.
- Oddaj mi tą małą dziwię! Jest mój!
Zaśmiałem się kpiąco i odepchnąłem go,
bo próbował dostać się do środka.
- Po moim trupie. Nie pozwolę ci go
krzywdzić.
- Już go przeruchałeś, co? I jak?
Chętnie rozkłada nogi.
- Wynoś się i zostaw go w spokoju!
Zdenerwowany zamknąłem mu drzwi przed
twarzą. Coś tam jeszcze krzyczał, ale nie zwróciłem na to uwagi. Może sobie
tylko pomarzyć, że odzyska chłopaka. Nie miał prawa go tak traktować.
Odwróciłem się i zobaczyłem Seiko siedzącego na schodach. Bacznie mnie
obserwował.
- Już dobrze. Nic ci nie zrobi. - powiedziałem, by przestał drżeć, a następnie
mocno go przytuliłem.
Kolejne dni były dla blondyna trochę
lepsze. Dalej wypłakiwał się w moje ramię, ale zdarzało się to coraz rzadziej.
Na razie nie podejrzewałem żadnych kroków by zbliżyć się do niego w innych
zamiarach niż przyjacielskich. Musiałem pozwolić, by przyzwyczaił się do
zaistniałej sytuacji, co wychodziło mu coraz lepiej. Nie spodobała się
chłopakowi moja decyzja o wspólnym mieszkaniu. Przez pół dnia marudził że
znajdzie jakąś prace i wynajmie u kogoś pokój. Nie chciał mi się narzucać po
tym wszystkim. Dla niego to może i litość lub poczucie obowiązku, ale dla mnie
to zwykły odruch, chęć pomocy ukochanej osobie. Już zbyt wiele wycierpiał, by
znowu ktoś z zewnątrz to zrobił. Wtedy naburmuszony zamknął się w moim
gabinecie i nie wychodził przez dobre trzy godziny. Poza tą jedną kwestią było
w porządku. Nawet ten palant przestał nas nachodzić. Seiko któregoś dnia
wspomniał, że nazywa się Rei, ale jego imię jakoś mało mnie obchodziło.
Niestety któregoś dnia ten pijak znów zapukał do moich drzwi. Udało mi się go
wyprosić. Gdy sytuacja się powtórzyła, nie otwierałem. Tak było za każdym
razem, gdy Rei się dobijał. Seiko chował się wtedy pod łóżkiem w mojej
sypialni. Dalej żył w strachu, że pewnego dnia znów doświadczy tamtego bólu.
Któregoś wieczoru, kiedy razem oglądaliśmy TV, poprosiłem, by usiadł mi na
kolanach. Seiko mocno się zdziwił, ale zrobił jak chciałem. Ufnie wtulił głowę
w moją szyję i tak siedzieliśmy przez dłuższy czas. Prawie w ogóle nie
skupiałem się na filmie, który właśnie się zaczął. Całą moją uwagę zwróciłem na
blond chłopaka. On...zasnął? Zaśmiałem się w duchu, zaniosłem go do gabinetu i
ułożyłem na sofie. Potem poszedłem się ogarnąć i zasnąłem, gdy tylko dotknąłem
głową poduszki.
Rano obudził mnie zapach śniadania.
Trochę się zdziwiłem, bo to zakłócił mój codzienny rytuał. Zszedłem prosto do
kuchni. Miałem na sobie tylko spodnie od dresu, więc blondyn miał doskonały
widok na moje delikatne mięśnie. Spodobał mi się jego rumieniec, kiedy odwrócił
się, by postawić talerz na stole.
-Cześć. Zrobiłem śniadanie.-
powiedział nieśmiało chłopak.
-Cześć. Dziękuje.
Usiadłem obok niego przy stole i
zabrałem się za jedzenie swojej porcji naleśników. Po posiłku wpadłem na pewien
pomysł. Pozmywałem, ubrałem się i w salonie powiedziałem do Seiko
-Wychodzimy. Zbieraj się.
Chłopak spojrzał na mnie dziwnie, ale
bez słowa założył buty i bluzę. Wsiedliśmy do mojego starego czarnego garbusa w
chwili, gdy z sąsiedniego domu wyskoczył Rei. O dziwo nie plątał się teraz o
swoje nogi. Z piskiem opon ruszyłem z podjazdu.
-Wracaj tu, dziwko!
Szybko odjechaliśmy zostawiając go
daleko w tyle. Seiko skulił się trochę na siedzeniu, ale w tej chwili nie
mogłem go przytulić. Jego oczy rozszerzyły się z ekscytacji, gdy dotarliśmy na
miejsce. Ledwo zdążyłem wysiąść z auta, a on już rzucił mi się na szyję. Tak
myślałem, że mu się spodoba. Mimo wieku blondyn dalej był dzieckiem, które
kochałem rozpieszczać. Stanęliśmy w kolejce do kasy, zapłaciliśmy za cały dzień
i po kilku sekundach znaleźliśmy się w parku rozrywki. Chłopak skakał,
piszczał, biegał i obżerał się watą cukrową. Jego roześmiana twarz była w tym
momencie czymś najpiękniejszym na świecie. Świetnie się bawiliśmy. Zaliczyłem z
nim chyba wszystkie możliwe atrakcje. Bardzo podobał mi się nasz wspólny zjazd
kolejką górską. Sam nie potrafiłem opanować krzyku pomieszanego ze śmiechem,
kiedy zobaczyłem na jakiej wysokości jesteśmy. W domu strachów było wspaniale.
Nie trzeba było wiele, by Seiko schował twarz w moim ramieniu. Wystarczył
sztuczny pajączek na sznurku spadający mu na głowę. Na młocie za to ja najadłem
się strachu, kiedy wysiadł prąd i przez jakieś pół minuty wisiałem głową w dół.
Seiko wtedy wyrzucił ręce i śmiał się jak opętany. Na łódkach oboje wpadliśmy
do wody, bo straciliśmy równowagę, kiedy zderzyliśmy się z barierką. Cieszyłem
się, że to lato. W punkcie pierwszej pomocy dali nam ręczniki. Dziwnie chodziło
się w mokrych ubraniach, ale słońce zrobiło swoje i już po kilku minutach
byliśmy susi.
-Masato, zobacz!- krzyknął w pewnym
momencie chłopak wskazując na półkę z maskotkami. Żeby wygrać którąś z nich
trzeba było zestrzelić pięć poruszanych się kaczek. Westchnąłem i stanąłem z
nim w kolejce. Nie musieliśmy długo czekać. Seiko bardzo się starał dobrze
wycelować, ale wszystkie próby mu nie wyszły. Zlitowałem się nad nim i sam
zagrałem. Wszystkie trafiłem. Właściciel butki pozwolił mi wybrać coś z górnej
półki. Zauważyłem tam wielkiego, puchatego misia i oczywiście go wybrałem.
- Seiko, to dla ciebie.- powiedziałem
podając mu pluszaka.
- Naprawdę? Dziękuję!
Rzucił mi się na szyje i pocałował w
policzek. Był wyraźnie uradowany i muszę przyznać, że ja też. Kiedy zrobiło się
ciemno i opuściliśmy już wesołe miasteczko, poszliśmy się przejść do parku.
Gazowe latarnie pięknie oświetliły alejki, a w głębi słychać było szum wody z
fontanny. Wziąłem blondyna za rękę. Dobrze, że zostawił miśka w samochodzie.
Szliśmy powoli w stronę głównego placu. Fontanna pięknie błyszczała w świetle
księżyca. Seiko wydawał się trochę niepewny, a ja nie bardzo wiedziałem
dlaczego. Usiedliśmy na murku otaczającym zbiornik z wodą.
- Seiko...Muszę z tobą o czymś
porozmawiać. Nie mam pojęcia jak na to zareagujesz, ale postanowiłem ci to
powiedzieć.
Spojrzał mi w oczy czekając na ciąg
dalszy. Wziąłem głęboki wdech i zacząłem:
- Słuchaj...Przyjaźnimy się od lat,
ale musisz wiedzieć, że to nie była dla mnie zwykła znajomość. Jesteś dla mnie
bardzo ważną osobą. Jestem gejem tak samo jak ty i kocham cię.
Seiko wyraźnie zamarł, ale nie odsunął
się. Te kilka sekund były jak godziny. Po chwili blondyn wykrztusił:
- K...kochasz?
Skinąłem głową unikając jego
spojrzenia. Bałem się zobaczyć w nich odrzucenie. Niespodziewanie przytulił się
do mnie mocno i rozpłakał. Nie myśląc za wiele, objąłem go. Cieszyłem się, że
wreszcie zrzuciłem z siebie ten ciężar, a Seiko..chyba zaakceptował to, bo
zaraz poczułem jego usta na swoich. Jego wargi były miękkie, ciepłe i smakowały
watą cukrową. Nie mogłem uwierzyć, że to się działo. Marzyłem o tym od lat, a
teraz całowałem Seiko z wielkim uczuciem. Kiedy niechętnie oderwaliśmy się od
siebie, chłopak powiedział
- Ja ciebie też kocham.
Moje serce w tym momencie zrobiło
fikołka. Rozmawialiśmy przy fontannie do późna niczym się nie przejmując.
Wspominaliśmy wspólnie dzieciństwo, odkrycie bycia gejem... W pewnym momencie
Seiko ziewnął i postanowiłem wrócić z nim do domu. Oboje byliśmy szczęśliwi.
Blondyn prawie cały czas się do mnie przytulał, co bardzo mi się podobało.
Miałem nadzieję, że Seiko już zawsze będzie się tak uśmiechał. Mogłem na niego
patrzeć godzinami. Był w końcu mój. Przyrzekłem sobie, że będę go bronił,
opiekował się nim, rozpieszczał do końca życia. Miłość wyznawaliśmy sobie
jeszcze kilka razy, kiedy nadeszła pora pójścia spać. Blondyn zniknął w łazience,
a ja grzecznie czekałem na swoją kolej. Kiedy mój ukochany ogarnął się i ja
też, położyłem się u siebie i czekałem. Myślałem, że to będzie oczywiste, że
chce by ze mną spał. Powoli poczłapałem do gabinetu, gdzie znajdował się
chłopak
- Seiko...będziesz spał ze mną?-
zapytałem
Spojrzał na mnie ledwo żywy i mruknął coś
niewyraźnie, poczym opadły mu powieki. Chyba zasnął. W sumie nie dziwiłem mu
się. To był naprawdę męczący dla niego dzień. Tyle wrażeń potrafiło człowiekowi
dokopać. Westchnąłem i ułożyłem się obok niego. Przykryłem nas i przytuliłem
chłopaka do siebie. Od razu się we mnie wtulił. Dość szybko zasnąłem.
No dobra. Przecież nic nie trwa wiecznie a zwłaszcza przyjemności. Między mną a chłopakiem układało się wspaniale. Szczerze to ciężko mi było w to uwierzyć. Dalej myślałem, że to wszystko to piękny sen i obudzę się w tym domu całkiem sam. Tak się jednak nie stało. Codziennie Seiko witał mnie całusem, co bardzo mnie radowało. Pomagaliśmy sobie nawzajem nie tylko w sprawach codziennych, ale również intymnych. A seks... Cóż... Chyba nie trzeba mówić, że był wspaniały. Blondyn trochę się mnie wstydził, ale szybko zaczął przejmować inicjatywę. Jak już wspomniałem, nic nie trwa wiecznie. Naszym największym problemem był były partner Seiko. Coraz częściej dobijał się do drzwi co starałem się ignorować. Nerwy puściły mi, kiedy przebił opony w moim aucie. Wszystkie cztery! Nie wiedziałem, że Rei będzie taki mściwy. Oczywiście zgłosiłem sprawę na policję, ale ci jak zwykle mieli wszystko w nosie. Blondyn znowu chodził przestraszony a ja starałem się jakoś podtrzymać go na duchu. Martwiłem się, że chłopak już zawsze będzie żył w strachu dopóki mieszkamy tak blisko Rei'a. Czułem, że niedługo coś jeszcze zakłóci nasze szczęście. I nie myliłem się. Podczas gdy pracowałem w gabinecie, Seiko wyszedł do spożywczego zrobić zakupy. Wszystko byłoby w porządku gdyby wrócił od razu, ale tak się nie stało. Nie było go już ponad godzinę, więc poszedłem go poszukać. Sprawdziłem dokładnie każdy krzak, który znajdował się w drodze do sklepu, ale nic nie znalazłem. Żadnego śladu obecności blondyna. Miałem ochotę krzyczeć z nerwów. Wracając zobaczyłem coś, co z całą pewnością należało do chłopaka. Zaniepokoiłem się jeszcze bardziej, bo zakrwawiona koszula, a raczej jej zdarty rękaw, leżał na podjeździe mojego szanownego sąsiada. Przestraszyłem się, bo mógł mu coś zrobić. Zacząłem walić do jego drzwi, ale nikt nie otwierał. To było w sumie do przewidzenia. Wyciągnąłem komórkę i zadzwoniłem na policję. Kiedy opowiedziałem mniej więcej o co chodzi, nie wykazali żadnej nie chęci. Mieli się zjawić jak najszybciej. Tylko że ja nie mogłem tak czekać zwłaszcza, że moich uszu dobiegł rozdzierający krzyk. Nie zastanawiając się dłużej, jednym kopnięciem otworzyłem drzwi. Z prędkością światła znalazłem się w salonie i dopadło mnie uczucie deja vu. Znowu ratowałem ukochanego z tego miejsca. Seiko leżał ledwo przytomny, cały we krwi na kiedyś białej kanapie. Rei nie miał dla niego żadnej litości. Przestał tylko na chwilę bo spostrzegł mnie.
No dobra. Przecież nic nie trwa wiecznie a zwłaszcza przyjemności. Między mną a chłopakiem układało się wspaniale. Szczerze to ciężko mi było w to uwierzyć. Dalej myślałem, że to wszystko to piękny sen i obudzę się w tym domu całkiem sam. Tak się jednak nie stało. Codziennie Seiko witał mnie całusem, co bardzo mnie radowało. Pomagaliśmy sobie nawzajem nie tylko w sprawach codziennych, ale również intymnych. A seks... Cóż... Chyba nie trzeba mówić, że był wspaniały. Blondyn trochę się mnie wstydził, ale szybko zaczął przejmować inicjatywę. Jak już wspomniałem, nic nie trwa wiecznie. Naszym największym problemem był były partner Seiko. Coraz częściej dobijał się do drzwi co starałem się ignorować. Nerwy puściły mi, kiedy przebił opony w moim aucie. Wszystkie cztery! Nie wiedziałem, że Rei będzie taki mściwy. Oczywiście zgłosiłem sprawę na policję, ale ci jak zwykle mieli wszystko w nosie. Blondyn znowu chodził przestraszony a ja starałem się jakoś podtrzymać go na duchu. Martwiłem się, że chłopak już zawsze będzie żył w strachu dopóki mieszkamy tak blisko Rei'a. Czułem, że niedługo coś jeszcze zakłóci nasze szczęście. I nie myliłem się. Podczas gdy pracowałem w gabinecie, Seiko wyszedł do spożywczego zrobić zakupy. Wszystko byłoby w porządku gdyby wrócił od razu, ale tak się nie stało. Nie było go już ponad godzinę, więc poszedłem go poszukać. Sprawdziłem dokładnie każdy krzak, który znajdował się w drodze do sklepu, ale nic nie znalazłem. Żadnego śladu obecności blondyna. Miałem ochotę krzyczeć z nerwów. Wracając zobaczyłem coś, co z całą pewnością należało do chłopaka. Zaniepokoiłem się jeszcze bardziej, bo zakrwawiona koszula, a raczej jej zdarty rękaw, leżał na podjeździe mojego szanownego sąsiada. Przestraszyłem się, bo mógł mu coś zrobić. Zacząłem walić do jego drzwi, ale nikt nie otwierał. To było w sumie do przewidzenia. Wyciągnąłem komórkę i zadzwoniłem na policję. Kiedy opowiedziałem mniej więcej o co chodzi, nie wykazali żadnej nie chęci. Mieli się zjawić jak najszybciej. Tylko że ja nie mogłem tak czekać zwłaszcza, że moich uszu dobiegł rozdzierający krzyk. Nie zastanawiając się dłużej, jednym kopnięciem otworzyłem drzwi. Z prędkością światła znalazłem się w salonie i dopadło mnie uczucie deja vu. Znowu ratowałem ukochanego z tego miejsca. Seiko leżał ledwo przytomny, cały we krwi na kiedyś białej kanapie. Rei nie miał dla niego żadnej litości. Przestał tylko na chwilę bo spostrzegł mnie.
- Przyszedłeś po swoją kurwę?! Dużo
nie zostało, ale zabawić się jeszcze można!
Trzymał w ręku stłuczoną butelkę. Domyśliłem
się, że wcześniej dotkliwie uderzył nią Seiko. Wystrzeliłem jak z procy i
zacząłem okładać Rei'a. O dziwo był trzeźwy.
- Ty skurwielu! - krzyknąłem uderzając
go pięścią w twarz. Miałem ochotę go zabić za to, co zrobił mojemu blondasowi.
Takich jak on powinni zamykać. Szybko otrząsnął się po ciosie i sam zaatakował.
Nie powiem, że wyszedłem z tej bijatyki bez szwanku. Gdyby nie interwencja
policji pewnie byśmy się oboje pozabijali. Kiedy już wyprowadzili Rei'a z domu,
dopadłem szybko do Seiko. Krew miał wszędzie! Cudem było, że jeszcze był
przytomny.
- Seiko? Ej, mały. Już po wszystkim.
Chłopak tylko uśmiechnął się blado i
stracił przytomność. Próbowałem go ocucić, ale nic z tego nie wyszło. Gdzieś z
tyłu słyszałem jak któryś z funkcjonariuszy dzwoni na pogotowie. Cały czas
trzymałem ukochanego za dłoń i rozpaczałem nad jego stanem. Mówiłem do niego,
że wszystko będzie już dobrze i w końcu będziemy mieli spokój od tego szaleńca.
Nie miałem pojęcia, ile czasu minęło nim znaleźliśmy się w szpitalu. Chłopaka
od razu zabrano na salę operacyjną. Wydawało mi się że to trwało wieczność.
Czekałem pod drzwiami i z nerwów miałem ochotę wyrywać sobie włosy z głowy.
Nikt na chwilę obecną nie był wstanie powiedzieć mi w jak poważnym stanie był
Seiko. Miałem tylko nadzieję, że będzie w porządku. W myślach nawet zacząłem
się modlić choć nie robiłem tego od lat. Wręcz błagałem o zdrowie blondyna.
Lampka sygnalizująca trwanie operacji zapaliła się na zielono. Koniec. W tym
momencie moje serce prawie się zatrzymało. "Jak poszło?", chciałem
zapytać wychodzącego lekarza, ale głos uwiązł mi w gardle. On chyba nie czekał
na jakiekolwiek słowa z mojej strony, bo zaczął mówić:
- Wszystko poszło dobrze. Stan
chłopaka jest stabilny. Ma złamane dwa żebra i nogę. Założyliśmy szwy na łuk
brwiowy, które za jakiś czas zdejmiemy. Ma liczne skaleczenia i siniaki. Obudzi
się za kilka godzin. Zaraz zostanie przewieziony do sali pooperacyjnej. Będzie
pan mógł z nim zostać.
Odetchnąłem z ulga słysząc te
wszystkie informacje. Powiedziałam doktorowi jakieś podziękowania i pognałem do
sali, gdzie miał znajdować się chłopak. Wszedłem do pomieszczenia w momencie,
gdy pielęgniarka podłączała go do urządzenia sprawdzającego pracę serca.
Kobieta uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie i wyszła. Usiadłem obok łóżka i
czekałem. Chyba zasnąłem, bo obudził mnie dotyk delikatnych dłoni blondyna.
Uchyliłem powieki i zobaczyłem jego uszczęśliwioną twarz. Poderwałem się i
przytuliłem go lekko, by nie sprawić mu bólu. Chciałem skakać z radości po
całej sali. Odsunąłem się kawałek by cmoknąć go delikatnie w policzek.
- Jak sie czujesz? - zapytałem
głaskając go po miękkich włosach.
- Już lepiej. - odparł. Głos miał
trochę zachrypnięty, ale myślę, ze szklanka z wodą byłaby wstanie my pomóc.
- Poczekaj. Pójdę po coś do picia.
Już miałem wstać i popędzić do
szpitalnego bufetu, gdy Seiko złapał mnie za rękę. Spojrzałem na niego a ten
był wyraźnie przestraszony. Nagła zmiana jego nastroju trochę mnie zdziwiła,
ale zaraz domyśliłem się, że chłopak dalej żył tamtym incydentem.
- Wszystko będzie dobrze. Rei tu nie
przyjdzie. Został aresztowany.
- Serio? Całe szczęście.
Blondyn odetchnął z ulgą i puścił
mnie. Stwierdziłem, ze pójdę po wodę później a teraz z nim porozmawiam.
Powinien wiedzieć, co go czeka.
- Seiko... Musisz przygotować się na
składanie zeznań w sądzie przeciwko Rei'owi.
- Co? Nie! Nie chce go więcej na oczy
widzieć!
Zdenerwował się. To było zrozumiałe w
obecnej sytuacji. Westchnąłem i wziąłem jego dłoń w swoją.
- Spróbuje porozmawiać z kimś, byś nie
musiał uczestniczyć w rozprawie, ale policja musi spisać twoje zeznania. Ta
karykatura człowieka powinna gnić w więzieniu za to, co ci zrobił. Wynajmę
dobrego adwokata. Będzie dobrze.
- Masato?
- Hm...?
- Kocham cię.
Kiedy Seiko wrócił do domu, mógł tylko leżeć. Często
kłócił się ze mną, że sam sobie zrobi jeść albo sam się wykąpie. Całe szczęście
tylko na tym się skończyło, bo każda próba samodzielnego poruszania się, źle
się dla niego kończyła. Wszystko podstawiałem mu pod nos. Trochę nie podobała
mi się rola niańki, ale nie zamierzałem narzekać. Rozprawa odbyła się bez
udziału Seiko. Niestety ja jako świadek musiałem tam być. Po powrocie z sądu
wymusiłem smutny wyraz twarzy. Udało mi się tym nabrać blondyna, bo prawie się
popłakał jak mnie zobaczył. Wtedy wykrzyknąłem, że wygraliśmy, a Rei'a przymknęli.
Chyba pierwszy raz od dłuższego czasu Seiko się porządnie rozluźnił. W naszym
życiu uczuciowym niczego nie brakowało. Oczywiście zdarzały nam się jakieś
poważniejsze kłótnie, ale tak przecież było w każdym związku. Były one tylko
dowodem na to, że potrafiliśmy przezwyciężyć przeciwności losu. Kiedy Seiko był
już całkiem sprawny, zabierałem go na przeróżne wycieczki. Cieszyłem się, że
daliśmy radę i byłem pewny, że osiągniemy sukcesy też w przyszłości.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)